Wadera trochę mi się narzucała. Zaczynała mnie wkurzać. Ale z drugiej
strony ja nigdy nie byłem zbyt cierpliwy, a takie zastępowanie mi drogi
co krok mnie irytowało. No cóż, dopóki nie znajdę Jennis, a przynajmniej
nie dowiem się, co się z nią stało, będę musiał tu zostać. A lepiej,
żeby nikt mnie tu nie uważał za wroga.
Po chwili poprawiłem się: przede wszystkim musiałem przeżyć. Jeśli będę martwy, nikomu nie pomogę.
- To jak będzie? - spytała ponownie Alexis.
- Niech ci będzie... - westchnąłem.
- Świetnie - wadera ruszyła przed siebie. Chcąc nie chcąc podążyłem za nią. - Jakieś preferencje?
- Ym... - zdążyłem mruknąć, zanim wyłożyłem się jak długi na ziemi, potknąwszy się o coś długiego i futrzastego. - Co do hep?
Alexis przystanęła kilka metrów dalej, czekając na mnie. Ja
tymczasem przyjrzałem się stworzeniu, które wpakowało mi się pod nogi,
po dłuższej chwili rozpoznając je.
- Garou? - spytałem skrajnie zdziwiony. Stworzonko było moim
niegdysiejszym towarzyszem podróży, dostałem je od Jennis, jeszcze na
początku naszej długiej przyjaźni. Po pewnym czasie, kiedy ataki mojego
'ojca' stały się częstsze, Garou zniknął, myślałem, ze zginął. A tu
proszę.
- Jakie ładne! - usłyszałem tuż obok siebie; nawet nie zauważyłem, kiedy Alexis się zbliżyła.
- Taa... To Garou. Mój... - zawahałem się. - Eee..."Zią" -
dokończyłem, używając określenia, które wymyśliliśmy z innymi
szczeniakami ze stada. Widać było, że Garou natychmiast przelał
wszystkie swoje uczucia na Alexis. Łasił się do niej i piszczał.
Przewróciłem oczami. Otarłem krew spod grzywki. Alexis natychmiast to
zauważyła.
- Jesteś pewien, że nie chce...
- Tak - uciąłem głosem jak trzask suchej gałązki. - Jak mówiłem: nic mi nie będzie.
Rana już mi się powoli zasklepiała, dzięki - leczniczym dla mnie -
wpływom kwasu płynącego w moich żyłach. Garou wskoczył na mnie, owijając
się wokół mojej szyi i zmieniając się w wysadzany klejnotami naszyjnik.
Machnąłem łapą, zachęcając, by Alexis pokazała mi jaskinie.
Alexis? :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz