-Ech... czemu by nie... -odpowiedziałem tak tylko dlatego, aby się odczepiła i przestała wlepiać we mnie te swoje wielkie oczy.
-Na prawdę? O Jezu, dzięki, dzięki, dzięki, dzięki, dzięki, dzięki -mówiła ciągle i skakała wokół mnie- dzięki, dzięki, dzięki, dzięki!!!
Wreszcie nastała cisza. Najlepsze co mogło być dla moich uszu. Nagle ni stąd, ni zowąd pojawił się Danger, mój najlepszy przyjaciel smok.
-Elo ziomek! Jak leci? O, a co to za panienka? -zapytał się swoim głębokim głosem. Na szczęście dzisiaj rozumiałem mowę smoków.
-Ona? -wskazałem łapą na Papiz- To Papi...
-Papizwokazik, miło mi o wielmożny i potężny smoku. Racz mówić na mnie Papiz lub po prostu Papizwokazik. -mówiła i kłaniała się przed nim.
-Ta... mi też cię miło poznać... hej...
-*Co on powiedział?* -szepnęła do mnie wadera.
-*Mówi, że miło cię poznać* -odszepnąłem jej.
-Hej! Wilki! To wszystko słychać! Ja też tu jestem, nie traktujcie mnie jak powietrze! -powiedział Danger i odleciał.
-A teraz? Czy się pogniewał? Powiedziałam coś nie tak? Shadow, odpowiedz!!!
Jednak ja tylko wpatrywałem się w stronę Nokoty. Była niedaleko nas i patrzyła w naszą stronę.
-HALO!!! -krzyknęła Papiz i uderzyła mnie w pysk.- Odpowiedz mi! Co on powiedział?!
-Powiedział, że te nasze szepty było słychać i nie mamy traktować go jak powietrze, bo on też tu jest. Ale od tamtej pory byłem wpatrzo.... co?
-Widziałam, przedemną nic nie ukryjesz. Jestem jak taka... em... SARNA! Która waśnie wychodzi na polanę i wszystko słyszy i widzi co jest dookoła niej. Tak! Moje drugie wcielenie to sarna! Wiedziałam!!!
-Ech... -westchnąłem tylko i znów popatrzyłem w stronę Noty. Chyba zrozumiała w jakiej sytuacji się znajduje. Obok mnie siedzi i papla jakieś bzdury wadera, którą ledwo co znam, mój najlepszy przyjaciel sobie poleciał i moja dzie... przyjaciółka patrzy na mnie z politowaniem. Super.
Papiz? XDD
Dołącz do na już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś!
wtorek, 31 maja 2016
Od Drago do Alexis C.D
Po chwili wpadłem na pomysł, aby zmienić się w demona. No bo przecież demon może zabić demona. Pomyślałem zaklęcie i po paru sekundach oczom Alexis ukazała się moja postać demona. Kolor sierści nie uległ zmianie, za to na łapach i na brzuchu znajdowały się smocze łuski. Moja dotychczas cała czerwona grzywka urozmaiciła się w kolorowe pasemka. Ponadto na moich plecach wyrosły olbrzymie skrzydła, a na ogonie czerwone, ostre kolce. Teraz wyglądałem jak prawdziwy smoczy książę.
Jest tylko jeden minus zmiany w demona - można stracić panowanie nad sobą i dopuścić się do czynienia złych rzeczy, więc musiałem uważać, bo nie darowałbym sobie gdybym skrzywdził Alexis. Stanąłem naprzeciwko demona, wyprostowałem się i triumfalnie rozłożyłem skrzydła na znak wyższości. Przyjrzałem się owemu dziwadle: wyglądał jak zmutowana sarna, ale zamiast ogona miał kości. Był to co prawda nie groźny przeciwnik, nie potrafił mówić, miał mniej rozwinięty intelekt, gdyż była to zwykła sarna, ale nie zapominajmy, że był to jednak demon. Odwrócił się w moją stronę i zaszarżował w moją stronę. Ja zaś wzleciałem do góry i rzuciłem się od tyłu na przeciwnika. W owym momencie zwykła polanka w lesie stała się polem walki.
W końcu udało mi się powalić go na ziemię. Nagle poczułem, że tracę nad sobą kontrolę. Ryknąłem przeciwnikowi w pysk i wbiłem pazury w jego barki. Następnie ugryzłem go w klatkę piersiową i wyrwałem mu serce. Wokoło rozprysła się krew, czarna demoniczna krew. Demon poległ.
Obejrzałem się dokoła, nadal trzymając w pysku jego serce. Spostrzegłem nagle Alexis. Jak w transie zacząłem zbliżać się w jej stronę. Wyplułem serce potwora pod jej łapy, a wilczyca najwyraźniej wystraszyła się tego i wydukała, przełykając ślinę:
- D...drago?
Jak już wspomniałem straciłem nad sobą kontrolę. Wpatrywałem się w oczy wadery i powoli zacząłem zbliżać się do jej pyska. Wtedy stało się coś czego żadno z nas się nie spodziewało: pocałowałem ją.
Alexisku?
Od Alexis do Drago C.D
Obudziłam się rano przy Drago. Spał tak słodko...Dziwne, że jeszcze nie wstał. Postanowiłam go obudzić.
- Hej, Drago? - lekko go szturchnęłam - obudzisz się, czy nie?
- Ta, zaraz... - mruknął
- Dobra, to ja idę polować sama, bez żadnej pomocy... No cóż... - powiedziałam smętnie (udawałam).
Drago na te słowa wstał i podszedł do wyjścia, gdzie się znajdowałam.
Godzinę później znajdowaliśmy się w otwartym lesie. Szukaliśmy zdobyczy. Nagle Drago zauważył młodą sarnę za krzakami, biedna nie miała pojęcia, że zaraz pożegna się z tym światem...Po dłuższym czasie czajenia się sarna odwróciła głowę i okazało się, ze to nie była normalna sarna, tylko demon, który się w nią przemienił. Jej oczy były czarne jak dwa węgle. Leciał z nich jakby dym. Aż mi dech zaparło... Cofnęłam się z Drago kilka kroków w tył.
- Uciekamy? Czy wolisz to coś zabić?
- Nie da się zabić demonów... Jedyne co możemy zrobić to zamknąć go w krainie śmierci.
- Ale nikt tam nie był, a przynajmniej nie wrócił... - szepnęłam lekko przestraszona, ale dumna w głosie.
- Spokojnie... W razie czego cię obronię - powiedział egoiztycznie.
- Ehem... Ja nie potrzebuję obrony! - mruknęłam i pobiegłam w stronę demona.
Zaatakowałam go od tyłu i wbiłam w niego swoje pazury. On niestety szybko mnie zrzucił ze swojego grzbietu. Drago widząc, że leżę na ziemi szybko wkroczył do akcji. Demon już zamachną się, by mnie zabić, ale Drago drapną go po tyłku. Po tym demon zajął się Drago. Widząc, że przyjaciel przegrywa postanowiłam mu pomóc. Szybko ugryzłam sarnę w nogę, co ją powaliło. Niestety nie trwało to długo, ponieważ sarna zmieniła się w wielką bestię. Ze zdziwienia i strachu położyłam uszy po sobie i wolno przełknęłam ślinę. Podbiegłam do Drago i pomogłam mu się podnieść. Od razu uciekliśmy, żeby mieć czas, ale potwór siedział nam na ogonie.
- Poczekaj... Zajmij go czymś, a ja coś wymyślę.
- No dobra...
Żeby jakoś szybko go czymś zająć wpadłam na pomysł, by ugryść jego ogon, potem użyłam ognia.Dmuchnęłam ogniem na demona. On wśród ognia był roztargniony. Nagle za mną Drago zmienił się w demona. Zaczęli ze sobą walczyć.
- Hej, Drago? - lekko go szturchnęłam - obudzisz się, czy nie?
- Ta, zaraz... - mruknął
- Dobra, to ja idę polować sama, bez żadnej pomocy... No cóż... - powiedziałam smętnie (udawałam).
Drago na te słowa wstał i podszedł do wyjścia, gdzie się znajdowałam.
Godzinę później znajdowaliśmy się w otwartym lesie. Szukaliśmy zdobyczy. Nagle Drago zauważył młodą sarnę za krzakami, biedna nie miała pojęcia, że zaraz pożegna się z tym światem...Po dłuższym czasie czajenia się sarna odwróciła głowę i okazało się, ze to nie była normalna sarna, tylko demon, który się w nią przemienił. Jej oczy były czarne jak dwa węgle. Leciał z nich jakby dym. Aż mi dech zaparło... Cofnęłam się z Drago kilka kroków w tył.
- Uciekamy? Czy wolisz to coś zabić?
- Nie da się zabić demonów... Jedyne co możemy zrobić to zamknąć go w krainie śmierci.
- Ale nikt tam nie był, a przynajmniej nie wrócił... - szepnęłam lekko przestraszona, ale dumna w głosie.
- Spokojnie... W razie czego cię obronię - powiedział egoiztycznie.
- Ehem... Ja nie potrzebuję obrony! - mruknęłam i pobiegłam w stronę demona.
Zaatakowałam go od tyłu i wbiłam w niego swoje pazury. On niestety szybko mnie zrzucił ze swojego grzbietu. Drago widząc, że leżę na ziemi szybko wkroczył do akcji. Demon już zamachną się, by mnie zabić, ale Drago drapną go po tyłku. Po tym demon zajął się Drago. Widząc, że przyjaciel przegrywa postanowiłam mu pomóc. Szybko ugryzłam sarnę w nogę, co ją powaliło. Niestety nie trwało to długo, ponieważ sarna zmieniła się w wielką bestię. Ze zdziwienia i strachu położyłam uszy po sobie i wolno przełknęłam ślinę. Podbiegłam do Drago i pomogłam mu się podnieść. Od razu uciekliśmy, żeby mieć czas, ale potwór siedział nam na ogonie.
- Poczekaj... Zajmij go czymś, a ja coś wymyślę.
- No dobra...
Żeby jakoś szybko go czymś zająć wpadłam na pomysł, by ugryść jego ogon, potem użyłam ognia.Dmuchnęłam ogniem na demona. On wśród ognia był roztargniony. Nagle za mną Drago zmienił się w demona. Zaczęli ze sobą walczyć.
poniedziałek, 30 maja 2016
Od Papiz do Shadow'a C.D.
Im mniej wiedział o Troublemaker'ach, tym w zasadzie lepiej. Było nas
mało, właściwie jeden Troublemaker na watahę to już zdecydowanie za
dużo. Byliśmy odrzutkami. Ale jak dla mnie, moce Troublemaker'a
były...Przydatne.
Wyszczerzyłam się do Shadow'a, odzyskując dawny wigor. Charakter, który został nazwany przez moją paczkę przyjaciół jako dr. Caligari, był zarejestrowany wyłącznie dla szczeniąt oraz wilków, które leczyłam za pomocą drgań. I, oczywiście, pod takim imieniem byłam znana naukowcom, z którymi pracowałam nad genetyką, snem i świadomością.
- Nokota? Mówię ci, stary, świetne imię! Gdybym mogła wybrać, jakbym się chciała nazywać, to w sumie... - zamyśliłam się na krótko. - Nie no, w sumie to i tak się bym nazywała Papizwokazik. To opisuje mój charakter idealnie. A twoje imię? Ono coś znaczy? Czy po prostu jest? Oh, Shadow'ie, a czy mógłbyś może, nie wiem, zmienić się w wilka magii, albo demona, o tak, demona, i wyczarować mi takiego małego demonka? No wiesz, nic wielkiego, tylko takiego małego stworka, wiesz z rogami i ogonem? Nie? To może chociaż jakiś piekielny widoczek? - zaprzestałam w końcu mojej kanonady słów i wpatrzyłam się błagalnie w Shadow'a moimi dwukolorowymi oczami.
Shadow? xD
Wyszczerzyłam się do Shadow'a, odzyskując dawny wigor. Charakter, który został nazwany przez moją paczkę przyjaciół jako dr. Caligari, był zarejestrowany wyłącznie dla szczeniąt oraz wilków, które leczyłam za pomocą drgań. I, oczywiście, pod takim imieniem byłam znana naukowcom, z którymi pracowałam nad genetyką, snem i świadomością.
- Nokota? Mówię ci, stary, świetne imię! Gdybym mogła wybrać, jakbym się chciała nazywać, to w sumie... - zamyśliłam się na krótko. - Nie no, w sumie to i tak się bym nazywała Papizwokazik. To opisuje mój charakter idealnie. A twoje imię? Ono coś znaczy? Czy po prostu jest? Oh, Shadow'ie, a czy mógłbyś może, nie wiem, zmienić się w wilka magii, albo demona, o tak, demona, i wyczarować mi takiego małego demonka? No wiesz, nic wielkiego, tylko takiego małego stworka, wiesz z rogami i ogonem? Nie? To może chociaż jakiś piekielny widoczek? - zaprzestałam w końcu mojej kanonady słów i wpatrzyłam się błagalnie w Shadow'a moimi dwukolorowymi oczami.
Shadow? xD
niedziela, 29 maja 2016
Od Shadow'a do Papiz C.D.
-Trouble... co? -zapytałem się jej nie przestając patrzeć w jej dziwny uśmiech.
-Co wiesz na temat Troublemaker'ów. I to ja pierwsza zadałam pytanie. -powiedziała wciąż z tym uśmiechem na twarzy.
-No... kiedyś coś słyszałem, że są to wilki niezgody...? -odpowiedziałem z wątpieniem. Sam nie wiem, jakiej rasy wilkiem ja jestem to co. Mam znać rasy innych wilków? No chyba nie.
-No, wreszcie ktoś wie. -powiedziała i spuściła wzrok z moich oczu. Wreszcie.
-A co? Dlaczego akurat mnie się o to zapytałaś? -zapytałem się jej z nutką podejrzenia w głosie.
-Nic. Nieważnie. A jakiej rasy wilkiem ty jesteś? Hm? No powiedz. Nie daj się prosić. Proszę, proszę, proszę? -no i znów zaczęła zachowywać się jak szczeniak. Super.
-Ja... w sumie to sam nie wiem. Mam zdolność codziennie być wilkiem innego żywiołu i rasy. Wiem, to jest dziwnie ale ja tego sam też nie rozumiem. -odpowiedziałem z trudem, bo nie wiedziałem co powiedzieć. Mówić o rasie, której się "nie ma"?
Papiz patrzyła na mnie przez chwilę z otwartą buzią. Zaczęło mnie to powoli przytłaczać i odwróciłem się w inną stronę. Jednak wadera po pięciu sekundach znów zaczęła paplać.
-Woooooow, ej też tak chce! Jeden raz możesz władać ogniem, potem wodą, a jeszcze indziej burzą, piorunami i w ogóle! A ty to masz od urodzenia czy dostałeś po jakimś czasie? W ogóle to ile masz lat? Bo ja w tym roku kończę 128. -powiedziała dumna z siebie. Przez chwilę nie mogłem z siebie nic wydukać, bo nie otrząsnąłem się po liczbie jej lat. Ale wreszcie jej odpowiedziałem, bo patrzyła na mnie tak błagalnie, że nie wytrzymałem.
-Tak, ten "dar" mam od urodzenia i mój wiek to 2,5 lat. -odpowiedziałem. Papiz znowu zaczęła się na mnie gapić. Jednak tym razem trochę krócej.
-Szkoda, że ja tak nie mam. A według ciebie to na ile lat wyglądam? Bo jedni mówią, że na 2 lata, inni natomiast, że na 3. A twoim zdaniem?
-No... według mnie to tak na... 2,6. Zdecydowanie.
-Dzięki. Uznam to za komplement. A tak wracając do tej całej wadery... To jak się nazywa? -widać po niej było, że bardzo jej na tym zależy, więc niechętnie ale odpowiedziałem.
-Nokota. Ma na imię Nokota.
Papiz?
-Co wiesz na temat Troublemaker'ów. I to ja pierwsza zadałam pytanie. -powiedziała wciąż z tym uśmiechem na twarzy.
-No... kiedyś coś słyszałem, że są to wilki niezgody...? -odpowiedziałem z wątpieniem. Sam nie wiem, jakiej rasy wilkiem ja jestem to co. Mam znać rasy innych wilków? No chyba nie.
-No, wreszcie ktoś wie. -powiedziała i spuściła wzrok z moich oczu. Wreszcie.
-A co? Dlaczego akurat mnie się o to zapytałaś? -zapytałem się jej z nutką podejrzenia w głosie.
-Nic. Nieważnie. A jakiej rasy wilkiem ty jesteś? Hm? No powiedz. Nie daj się prosić. Proszę, proszę, proszę? -no i znów zaczęła zachowywać się jak szczeniak. Super.
-Ja... w sumie to sam nie wiem. Mam zdolność codziennie być wilkiem innego żywiołu i rasy. Wiem, to jest dziwnie ale ja tego sam też nie rozumiem. -odpowiedziałem z trudem, bo nie wiedziałem co powiedzieć. Mówić o rasie, której się "nie ma"?
Papiz patrzyła na mnie przez chwilę z otwartą buzią. Zaczęło mnie to powoli przytłaczać i odwróciłem się w inną stronę. Jednak wadera po pięciu sekundach znów zaczęła paplać.
-Woooooow, ej też tak chce! Jeden raz możesz władać ogniem, potem wodą, a jeszcze indziej burzą, piorunami i w ogóle! A ty to masz od urodzenia czy dostałeś po jakimś czasie? W ogóle to ile masz lat? Bo ja w tym roku kończę 128. -powiedziała dumna z siebie. Przez chwilę nie mogłem z siebie nic wydukać, bo nie otrząsnąłem się po liczbie jej lat. Ale wreszcie jej odpowiedziałem, bo patrzyła na mnie tak błagalnie, że nie wytrzymałem.
-Tak, ten "dar" mam od urodzenia i mój wiek to 2,5 lat. -odpowiedziałem. Papiz znowu zaczęła się na mnie gapić. Jednak tym razem trochę krócej.
-Szkoda, że ja tak nie mam. A według ciebie to na ile lat wyglądam? Bo jedni mówią, że na 2 lata, inni natomiast, że na 3. A twoim zdaniem?
-No... według mnie to tak na... 2,6. Zdecydowanie.
-Dzięki. Uznam to za komplement. A tak wracając do tej całej wadery... To jak się nazywa? -widać po niej było, że bardzo jej na tym zależy, więc niechętnie ale odpowiedziałem.
-Nokota. Ma na imię Nokota.
Papiz?
Od Drago do Alexis C.D
Ruszyliśmy w stronę naszej jamy, znaczy Alexis. Szedłem za nią, nie chciałem iść obok wilczycy. Nie wiem czemu, ale po ostatnich wydarzeniach czuję się w jej obecności nieco skrępowany. Nie, nie Drago! Alex to tylko twoja dobra kumpela, ona też pewnie tak uważa. No bo przecież nie można się zakochać w jeden dzień... Prawda? Szliśmy w martwej ciszy, a żadne z nas nie ośmieliło się jej przerwać. Gdy byliśmy już niedaleko pożegnałem się z Alex. Chciałem trochę pobyć sam. Pobiegłem kawałek drogi, żeby nie być blisko jaskini Alexis i przywołałem do mnie Fire'a.
- Siema stary - powiedział smok i chciał przybić mi piątkę, ale zamiast tego popchną mnie swoją ciężką, pokrytą łuskami łapą, a ja stoczyłem się z pagórka i wylądowałem na ziemi. - Oj, wybacz.
- Nie szkodzi - wycedziłem, otrzepując się z kawałków ziemi i trawy.
- Mhm. Przejdźmy do rzeczy - coś chciałeś? - zapytał Fire.
- Eee, nie nic - powiedziałem lekko zdezorientowany. Nie wiedziałem, czy mu o tym powiedzieć, ale on mnie wyprzedził.
- Ehe, na pewno. Zauważyłem, że ta wadera jak jej tam, Alexis się ciągle za tobą kręci. O nią chodzi?
- Dlaczego ty mnie tak dobrze znasz, stary - wyciągnąłem łapę do piątki. Smok ochoczo ją przybił, a ja powtórnie wylądowałem na ziemi.
Opowiedziałem Fire'owi o minionych wydarzeniach, a on tylko się tym jarał i nawijał jakby to on miał taką ładną smoczycę. Ja udawałem, że go słucham, a tak naprawdę drzemałem sobie na siedząco.
- Och, miałaby takie lśniące łuski i tak... Drago? Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Fire szturchnął mnie mocno, a ja zaraz wybudziłem się z drzemki.
- Ta, ta... co? - wymamrotałem przeciągając się. - Wybacz, nie słuchałem cię.
Zbliżała się już noc. Słońce szykowało się do snu. Ziewnąłem raz, dwa i zadeklarowałem smokowi, iż będę się zbierał. Ruszyłem powoli do jaskini, nie śpiesząc się. Oglądałem przyrodę, która zbierała się do spoczynku. Małe stworzonka pochowały się do swoich norek, a kwiaty pozamykały się w pąki. Wilki z watahy również poszły spać. Jaskinia Alexis była już w zasięgu wzroku. Wszedłem do jamy i zastałem wilczycę śpiącą. Leżała na swoim posłaniu. Przyglądałem się jej i uśmiechnąłem się do siebie. Postanowiłem położyć się obok, bo może będzie jak ostatnim razem - w mojej obecności nie będzie miała koszmarów. Przytuliłem ją lekko, tak aby jej nie obudzić i zasnąłem.
Alexis?
- Siema stary - powiedział smok i chciał przybić mi piątkę, ale zamiast tego popchną mnie swoją ciężką, pokrytą łuskami łapą, a ja stoczyłem się z pagórka i wylądowałem na ziemi. - Oj, wybacz.
- Nie szkodzi - wycedziłem, otrzepując się z kawałków ziemi i trawy.
- Mhm. Przejdźmy do rzeczy - coś chciałeś? - zapytał Fire.
- Eee, nie nic - powiedziałem lekko zdezorientowany. Nie wiedziałem, czy mu o tym powiedzieć, ale on mnie wyprzedził.
- Ehe, na pewno. Zauważyłem, że ta wadera jak jej tam, Alexis się ciągle za tobą kręci. O nią chodzi?
- Dlaczego ty mnie tak dobrze znasz, stary - wyciągnąłem łapę do piątki. Smok ochoczo ją przybił, a ja powtórnie wylądowałem na ziemi.
Opowiedziałem Fire'owi o minionych wydarzeniach, a on tylko się tym jarał i nawijał jakby to on miał taką ładną smoczycę. Ja udawałem, że go słucham, a tak naprawdę drzemałem sobie na siedząco.
- Och, miałaby takie lśniące łuski i tak... Drago? Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - Fire szturchnął mnie mocno, a ja zaraz wybudziłem się z drzemki.
- Ta, ta... co? - wymamrotałem przeciągając się. - Wybacz, nie słuchałem cię.
Zbliżała się już noc. Słońce szykowało się do snu. Ziewnąłem raz, dwa i zadeklarowałem smokowi, iż będę się zbierał. Ruszyłem powoli do jaskini, nie śpiesząc się. Oglądałem przyrodę, która zbierała się do spoczynku. Małe stworzonka pochowały się do swoich norek, a kwiaty pozamykały się w pąki. Wilki z watahy również poszły spać. Jaskinia Alexis była już w zasięgu wzroku. Wszedłem do jamy i zastałem wilczycę śpiącą. Leżała na swoim posłaniu. Przyglądałem się jej i uśmiechnąłem się do siebie. Postanowiłem położyć się obok, bo może będzie jak ostatnim razem - w mojej obecności nie będzie miała koszmarów. Przytuliłem ją lekko, tak aby jej nie obudzić i zasnąłem.
Alexis?
sobota, 28 maja 2016
Od Papiz do Styxxa C.D.
- No dobrze... A to drugie ale? - przypomniał Styxx, kiedy w końcu przetrawił moją zabawę jego głosem.
- Tu nie ma kamieni. - wyszczerzyłam się do niego, wskazując łbem miejsce, w którym upadł. No dobra, nazwijmy rzecz po imieniu - gdzie ja go rzuciłam. Styxx spojrzał w tamtą stronę. Całość podłoża zajmowały paprocie, mech i kępka grzybów. Westchnął.
- No dobra. Niech ci będzie.
Styxx? Sorry, że krótkie, ale tak samo jak z Shadow'em - weny brak xD
- Tu nie ma kamieni. - wyszczerzyłam się do niego, wskazując łbem miejsce, w którym upadł. No dobra, nazwijmy rzecz po imieniu - gdzie ja go rzuciłam. Styxx spojrzał w tamtą stronę. Całość podłoża zajmowały paprocie, mech i kępka grzybów. Westchnął.
- No dobra. Niech ci będzie.
Styxx? Sorry, że krótkie, ale tak samo jak z Shadow'em - weny brak xD
Od Daenerys do Bastarda C.D
*Dante*
- Pff, na pewno - burknęłam. Odwróciłam się, dając w pysk Demonowi ogonem i odeszłam przed siebie. On przez chwilę stał w bezruchu, gdy nagle parsknął:
- Możesz sobie iść ile chcesz, ale i tak nigdzie nie dojdziesz.
- Może i tak, ale przynajmniej będę z dala od ciebie - zaśmiałam się. Jeszcze nigdy nie udawało mi się mówić do niego takim tonem. Zawsze się go bałam, a teraz - patrze na niego z góry. Sama się sobie dziwiłam, ale zarazem byłam z siebie dumna. Demon nic mi potem nie odpowiedział.
Przechadzając się po pustkowi zastanawiałam się kim jest Axa. Słyszałam kiedyś owe imię, ale nie mogę sobie nikogo takiego przypomnieć - tylko wielka biała plama.
*Bastard*
-Uh... Uważaj trochę, co? - warknęła wilczyca, otrzepując się z ziemi. Bastard nic nie odpowiedział, tylko patrzył z nadzieją w gwiazdy. Wilczyca patrzyła się na niego, gdy nagle coś w niej pękło. Musicie wiedzieć, iż Axa była dobrą wilczycą. Wcale nie chciała złego, a robiła to wszystko bo tak jej nakazano. Jako szczeniak nie była akceptowana przez inne wilki. Nikt jej nie kochał, nie lubił. Ale za to miała niezwykłą moc - potrafiła przemieniać się w kogo tylko zechcę. Była tzw. "Podmieńcem" (za dużo kucyków Pony xD). Może i posiadała wielką moc, ale oddała by ją za to by mieć kogoś przy sobie. Była nie lubiana z powodu swojego wyglądu. Możecie zadać takie pytanie: ale skoro jest tym Podmieńcem to czemu nie może zmienić się w jakaś ładną wilczyce? Dlatego, że Podmieńcy żywią się miłością, a iż nie była ona kochana przez nikogo to nie miała siły na trwalszą przeminę. Wszystkie szczeniaki były puchate, słodkie i milusie, zaś ona chuda, brzydka oraz nawet straszna. Axa miała granatową sierść z czarnymi znamionami. Była bardzo chuda jak na wilka z wyraźnie widocznymi żebrami. Posiadała duże czerwone oczy budzące grozę wśród innych oraz mysi, czarno-biały ogon.
- Pff, na pewno - burknęłam. Odwróciłam się, dając w pysk Demonowi ogonem i odeszłam przed siebie. On przez chwilę stał w bezruchu, gdy nagle parsknął:
- Możesz sobie iść ile chcesz, ale i tak nigdzie nie dojdziesz.
- Może i tak, ale przynajmniej będę z dala od ciebie - zaśmiałam się. Jeszcze nigdy nie udawało mi się mówić do niego takim tonem. Zawsze się go bałam, a teraz - patrze na niego z góry. Sama się sobie dziwiłam, ale zarazem byłam z siebie dumna. Demon nic mi potem nie odpowiedział.
Przechadzając się po pustkowi zastanawiałam się kim jest Axa. Słyszałam kiedyś owe imię, ale nie mogę sobie nikogo takiego przypomnieć - tylko wielka biała plama.
*Bastard*
-Uh... Uważaj trochę, co? - warknęła wilczyca, otrzepując się z ziemi. Bastard nic nie odpowiedział, tylko patrzył z nadzieją w gwiazdy. Wilczyca patrzyła się na niego, gdy nagle coś w niej pękło. Musicie wiedzieć, iż Axa była dobrą wilczycą. Wcale nie chciała złego, a robiła to wszystko bo tak jej nakazano. Jako szczeniak nie była akceptowana przez inne wilki. Nikt jej nie kochał, nie lubił. Ale za to miała niezwykłą moc - potrafiła przemieniać się w kogo tylko zechcę. Była tzw. "Podmieńcem" (za dużo kucyków Pony xD). Może i posiadała wielką moc, ale oddała by ją za to by mieć kogoś przy sobie. Była nie lubiana z powodu swojego wyglądu. Możecie zadać takie pytanie: ale skoro jest tym Podmieńcem to czemu nie może zmienić się w jakaś ładną wilczyce? Dlatego, że Podmieńcy żywią się miłością, a iż nie była ona kochana przez nikogo to nie miała siły na trwalszą przeminę. Wszystkie szczeniaki były puchate, słodkie i milusie, zaś ona chuda, brzydka oraz nawet straszna. Axa miała granatową sierść z czarnymi znamionami. Była bardzo chuda jak na wilka z wyraźnie widocznymi żebrami. Posiadała duże czerwone oczy budzące grozę wśród innych oraz mysi, czarno-biały ogon.
Z charakteru była dobrą, pomocną i pogodną wilczycą, co bardzo jest sprzeczne z jej wyglądem. Gdy ktoś był w niebezpieczeństwie ona zawsze była pierwsza do pomocy, ale gdy kogoś uratowała to nigdy nie otrzymała podziękowań tylko słyszała teksty takie jak: "Fuu! Odejdź ode mnie!", "Sam bym sobie poradził bez twojej pomocy!", "Zostaw moje szczeniaki, ty potworze! Nie widzisz, że się ciebie boją? Nie dziwię się im...". Zawsze była odtrącana, ale nie pokazywała tego, że jest smutna czy coś. Z jej twarzy nigdy nie znikał promienny uśmiech. Pewnego razu Axa spotkała Demona, a stało się to zaraz po tym jak Dante wraz z Bastardem uwolnili go z podziemia. On skłonił ją do czynienia zła. Kazał jej być taka, jak inne wilki są dla niej, a potem zaproponował jej układ - ona zawsze będzie żyć jako piękna Daenerys, a on zaś będzie najpotężniejszym wilkiem na ziemi. I udało by się to in gdyby nie to, że Bastard poznał, że jest fałszywa.
- Ty, kimkolwiek jesteś - gdzie jest Daenerys? - warkną w końcu Bastard.
- Ja... - Axa wybudziła się z transu, już miała mu powiedzieć, ale przemówiła sobie, że już nie jest tą starą, dobrą Axą - Nie wiem, a nawet gdybym wiedziała to i tak bym ci nic nie powiedziała.
- Gadaj! - Bastard rzucił się na nią.
Po chwili milczenia Axa odzyskała swój dawny wygląd.
Bastard?
Od Styxxa C.D.O. Papiz
Po
wybraniu jaskini, gdy Garou znów oplątał mi się wokół szyi w postaci
bogato zdobionego naszyjnika, wybrałem się na krótką przechadzkę po
terenach watahy. Trzeba w końcu znać teren. Moim pierwszym obiektem do
zwiedzania stał się pobliski las.
Usiadłem pod smukłym drzewem, z którego pnia wyrastał jeszcze drugi konar, jakby dwa drzewa złączone były w jedno. Rozejrzałem się powoli. Bliźniacza jodła dawała choć odrobinę cienia, poza tym było dość upalnie. Zagapiłem się na jakiegoś niebiesko-białego motyla, który przeleciał o centymetry przed moim pyskiem. Byłem tak zaabsorbowany widokiem stworzenia, że nawet nie usłyszałem czającej się na mnie w krzakach wadery. Zorientowałem się, że coś jest nie tak, kiedy leżałem już na ziemi i zamiast motyla widziałem kępkę jakiś grzybów. *Borowiki*, pomyślałem mgliście i zamrugałem. Nie mogłem owych grzybów nie zauważyć, w końcu miałem w nie wciśnięty cały pysk. W końcu parsknąłem i wstałem, zerkając na białego wilka spode łba. Zachowywał się, jakby miał ADHD, w zasadzie nie wiedziałem, w jakim miejscu się aktualnie znajduje. Dopiero kiedy się przedstawiła poznałem, że jest to wadera.
- Kim ty jesteś? - burknąłem. - I z jakiej racji na mnie skaczesz?
- Już mówiłam, jestem Papizwo...
- A tak, racja, no. Ehe. - przerwałem jej szybko, byle tyko nie dopuścić do kolejnego słowotoku.
- Więc jak się nazywasz? Znaczy, jak masz na imię? Eee...
Zmuszony byłem znowu się wtrącić.
- Wiem o co ci chodzi, okej? - westchnąłem. Jestem Styxx.
- Chyba masz łeb rozwalony, wiesz? - wadera zamrugała dwukolorowymi oczami i wlampiła się w moją zakrwawioną grzywkę. Spojrzałem na nią z ukosa, ale chyba nie zapowiadało się na kolejny atak słów.
- To przez ciebie. - burknąłem, zmyślając na poczekaniu. - Kiedy się na mnie rzuciłaś, pchnęłaś mnie na kamienie.
Spojrzała na mnie bystro - już nie wyglądała na taką roztrzepaną waderę, która nie wie, co się wokół niej dzieje. Trochę mnie zaniepokoiła ta nagła zmiana. Teraz nie wydawała się już młoda i nieszkodliwa.
- Kłamiesz. Znaczy, bez obrazy. Ale... Jest kilka ale. Po pierwsze, potrafię wyczuć, kiedy ktoś kłamie.
Zmroziło mnie.
- Że niby jak, hę?
- Wyczuwam drgania. - wyjaśniła, a kiedy spostrzegła, że nie łapię, dodała: - Potrafię wyczuć drgania, jakie wywołują wilki, rośliny i wszystko inne. Wszystko na tym świecie drga, włącznie z całym światem. Kiedy mówisz, powietrze drga, układając się głos, ten w słowa, a one - w zdania. Kiedy kłamiesz, boisz się, jesteś wkurzony czy rozbawiony - twój głos zmienia barwę, wtedy to słychać. Ale drgania też się zmieniają. Rozumiesz?
Zastanowiłem się, po czym przytaknąłem.
- Świetnie. Bo widzisz, wilki, stworzenia i tak dalej wyczuwają zmiany w glosie, a ja, oprócz nich, również zmiany w drganiu powietrza. - pomyślała chwilę i zaczęła się nagle śmiać.
Spojrzałem na nią nieufnie. No, teraz to już jej pewnie odbiło na amen.
- Najlepsze jest to... - kontynuowała, wciąż uśmiechając się lekko. - ...Że nie tylko wyczuwam drgania, ale i sama potrafię zmusić powietrze i inne fazy do tego.
- Co masz na myśli...? - spytałem bardziej z konieczności niż z ciekawości. Nie byłem pewny, czy to dobry pomysł, wdawać się z nią w dyskusję, kiedy widać było, jak chwiejny ma humor. Ale z drugiej strony, to co mówiła, wydawało się mieć sens.
- To, że... - zaczęła i przerwała, widząc moją minę. - No, właśnie to!
Zdębiałem. Papiz powiedziała te dwa zdania moim głosem. Dziwnie było słyszeć coś, czego nie mówiłem, a co było powiedziane głosem zupełnie takim samym jak mój - w dodatku z pyska zdecydowanie waderowatej wadery. Co z tego, że mój głos plasował się wśród tych wyższych.
Patrzyłem się na samicę wzrokiem pełnym niedowierzania, ona zaś cicho się ze mnie śmiała. Wciąż.
Papizek, dzięki za wytłumaczenie tych mocy, bo nie rozumiałem ich ani w ząb xD I sorry za kulawe zakończenie, wena siadła, a komp się przegrzewa xD
Usiadłem pod smukłym drzewem, z którego pnia wyrastał jeszcze drugi konar, jakby dwa drzewa złączone były w jedno. Rozejrzałem się powoli. Bliźniacza jodła dawała choć odrobinę cienia, poza tym było dość upalnie. Zagapiłem się na jakiegoś niebiesko-białego motyla, który przeleciał o centymetry przed moim pyskiem. Byłem tak zaabsorbowany widokiem stworzenia, że nawet nie usłyszałem czającej się na mnie w krzakach wadery. Zorientowałem się, że coś jest nie tak, kiedy leżałem już na ziemi i zamiast motyla widziałem kępkę jakiś grzybów. *Borowiki*, pomyślałem mgliście i zamrugałem. Nie mogłem owych grzybów nie zauważyć, w końcu miałem w nie wciśnięty cały pysk. W końcu parsknąłem i wstałem, zerkając na białego wilka spode łba. Zachowywał się, jakby miał ADHD, w zasadzie nie wiedziałem, w jakim miejscu się aktualnie znajduje. Dopiero kiedy się przedstawiła poznałem, że jest to wadera.
- Kim ty jesteś? - burknąłem. - I z jakiej racji na mnie skaczesz?
- Już mówiłam, jestem Papizwo...
- A tak, racja, no. Ehe. - przerwałem jej szybko, byle tyko nie dopuścić do kolejnego słowotoku.
- Więc jak się nazywasz? Znaczy, jak masz na imię? Eee...
Zmuszony byłem znowu się wtrącić.
- Wiem o co ci chodzi, okej? - westchnąłem. Jestem Styxx.
- Chyba masz łeb rozwalony, wiesz? - wadera zamrugała dwukolorowymi oczami i wlampiła się w moją zakrwawioną grzywkę. Spojrzałem na nią z ukosa, ale chyba nie zapowiadało się na kolejny atak słów.
- To przez ciebie. - burknąłem, zmyślając na poczekaniu. - Kiedy się na mnie rzuciłaś, pchnęłaś mnie na kamienie.
Spojrzała na mnie bystro - już nie wyglądała na taką roztrzepaną waderę, która nie wie, co się wokół niej dzieje. Trochę mnie zaniepokoiła ta nagła zmiana. Teraz nie wydawała się już młoda i nieszkodliwa.
- Kłamiesz. Znaczy, bez obrazy. Ale... Jest kilka ale. Po pierwsze, potrafię wyczuć, kiedy ktoś kłamie.
Zmroziło mnie.
- Że niby jak, hę?
- Wyczuwam drgania. - wyjaśniła, a kiedy spostrzegła, że nie łapię, dodała: - Potrafię wyczuć drgania, jakie wywołują wilki, rośliny i wszystko inne. Wszystko na tym świecie drga, włącznie z całym światem. Kiedy mówisz, powietrze drga, układając się głos, ten w słowa, a one - w zdania. Kiedy kłamiesz, boisz się, jesteś wkurzony czy rozbawiony - twój głos zmienia barwę, wtedy to słychać. Ale drgania też się zmieniają. Rozumiesz?
Zastanowiłem się, po czym przytaknąłem.
- Świetnie. Bo widzisz, wilki, stworzenia i tak dalej wyczuwają zmiany w glosie, a ja, oprócz nich, również zmiany w drganiu powietrza. - pomyślała chwilę i zaczęła się nagle śmiać.
Spojrzałem na nią nieufnie. No, teraz to już jej pewnie odbiło na amen.
- Najlepsze jest to... - kontynuowała, wciąż uśmiechając się lekko. - ...Że nie tylko wyczuwam drgania, ale i sama potrafię zmusić powietrze i inne fazy do tego.
- Co masz na myśli...? - spytałem bardziej z konieczności niż z ciekawości. Nie byłem pewny, czy to dobry pomysł, wdawać się z nią w dyskusję, kiedy widać było, jak chwiejny ma humor. Ale z drugiej strony, to co mówiła, wydawało się mieć sens.
- To, że... - zaczęła i przerwała, widząc moją minę. - No, właśnie to!
Zdębiałem. Papiz powiedziała te dwa zdania moim głosem. Dziwnie było słyszeć coś, czego nie mówiłem, a co było powiedziane głosem zupełnie takim samym jak mój - w dodatku z pyska zdecydowanie waderowatej wadery. Co z tego, że mój głos plasował się wśród tych wyższych.
Patrzyłem się na samicę wzrokiem pełnym niedowierzania, ona zaś cicho się ze mnie śmiała. Wciąż.
Papizek, dzięki za wytłumaczenie tych mocy, bo nie rozumiałem ich ani w ząb xD I sorry za kulawe zakończenie, wena siadła, a komp się przegrzewa xD
Od Papiz do Shadow'a C.D.
Shadow wyglądał na szczęśliwego, że w końcu raczyłam zamilknąć. Cóż,
moje paplajstwo doprowadzało wszystkich do szału, ale przynajmniej mój
głos należał do tych raczej przyjemnych.
- Nie no, wiesz, nie moja, to nie moja, ja nosa nie wtrącam w nie swoje sprawy, co to, to nie... A ładna jest? - wyszczerzyłam się, strzelając ostatnim zdaniem jak z karabinu. Byłam z siebie dumna. Wytrzymałam bez pytania całe 5 sekund!
Shadow przewrócił oczami.
- Ładna... - powiedział, ale słychać było, że tylko dla świętego spokoju się do mnie odzywa, pewnie mając nadzieję, że nie wywoła to kolejnego słowotoku. Spojrzałam na niego bystro, z lekkim uśmiechem na pysku, który wyglądał dość niebezpiecznie. Do akcji wkraczała dr. Caligari. Przestałam udawać głupią.
- Mogę ci zadać pytanie? - zwróciłam się do wilka profesjonalnym, dość chodnym tonem, choć wciąż się lekko uśmiechałam. Shadow wydawał się zdziwiony.
- Eee... Jasne...
- Co wiesz na temat Troublemakerów? - wpatrzyłam się w jego oczy, czekając na odpowiedź.
Shadow, sorry, że krótkie, ale ja też nie mam pomysłu xD No i czekam jeszcze na dodanie opo Styxxa, żeby nie odpowiadać wam to samo xD
- Nie no, wiesz, nie moja, to nie moja, ja nosa nie wtrącam w nie swoje sprawy, co to, to nie... A ładna jest? - wyszczerzyłam się, strzelając ostatnim zdaniem jak z karabinu. Byłam z siebie dumna. Wytrzymałam bez pytania całe 5 sekund!
Shadow przewrócił oczami.
- Ładna... - powiedział, ale słychać było, że tylko dla świętego spokoju się do mnie odzywa, pewnie mając nadzieję, że nie wywoła to kolejnego słowotoku. Spojrzałam na niego bystro, z lekkim uśmiechem na pysku, który wyglądał dość niebezpiecznie. Do akcji wkraczała dr. Caligari. Przestałam udawać głupią.
- Mogę ci zadać pytanie? - zwróciłam się do wilka profesjonalnym, dość chodnym tonem, choć wciąż się lekko uśmiechałam. Shadow wydawał się zdziwiony.
- Eee... Jasne...
- Co wiesz na temat Troublemakerów? - wpatrzyłam się w jego oczy, czekając na odpowiedź.
Shadow, sorry, że krótkie, ale ja też nie mam pomysłu xD No i czekam jeszcze na dodanie opo Styxxa, żeby nie odpowiadać wam to samo xD
czwartek, 26 maja 2016
Od Shadow'a do Papiz C.D.
- Nazywam się Shadow... -wymamrotałem.
- Miło mi! Ja nazywam się Papizwokazik. Czekaj! Już ci to mówiłam! O kurde, ale ja dzisiaj roztrzepana! Znaczy wiesz, stary bo...
- Czy możesz chociaż na chwilę... Przestać? -powiedziałem delikatnie. Nie chciałem jej zranić.
- Ale... O co ci stary chodzi? Bo wiesz jeśli o to, że ja ciągle gadam i gadam, i gadam to sorry, stary no ale wiesz, wilki czasem takie są, bo wiesz, że ja już taka jestem i... Hej! Tu jest...
- AKACJA, WIEM! -uniosłem się, bo nie mogłem wytrzymać jej gadulstwa- Przepraszam... Ale wiesz... Czekam tu na kogoś i ten...
- A na kogo takiego? -zapytała się Papiz patrząca na akację.
- Na taką jedną waderę... -odpowiedziałem jej.
- Uuuuuuuu... A co, podoba ci się? -zapytała się i położyła się na ziemi jak szczeniak.
- Nie. Znaczy... No... To nie twoja sprawa, ok?
Zapadła cisza. Wreszcie moje uszy mogły odpocząć od słuchania Papizwokazik, która bez przerwy coś mówiła. Nawet nie wiem, czy wszystko było kierowane do mnie, czy mówiła sama do siebie.
Papiz? Sorry, że takie krótkie, ale nie miałam pomysłu ;-;
- Miło mi! Ja nazywam się Papizwokazik. Czekaj! Już ci to mówiłam! O kurde, ale ja dzisiaj roztrzepana! Znaczy wiesz, stary bo...
- Czy możesz chociaż na chwilę... Przestać? -powiedziałem delikatnie. Nie chciałem jej zranić.
- Ale... O co ci stary chodzi? Bo wiesz jeśli o to, że ja ciągle gadam i gadam, i gadam to sorry, stary no ale wiesz, wilki czasem takie są, bo wiesz, że ja już taka jestem i... Hej! Tu jest...
- AKACJA, WIEM! -uniosłem się, bo nie mogłem wytrzymać jej gadulstwa- Przepraszam... Ale wiesz... Czekam tu na kogoś i ten...
- A na kogo takiego? -zapytała się Papiz patrząca na akację.
- Na taką jedną waderę... -odpowiedziałem jej.
- Uuuuuuuu... A co, podoba ci się? -zapytała się i położyła się na ziemi jak szczeniak.
- Nie. Znaczy... No... To nie twoja sprawa, ok?
Zapadła cisza. Wreszcie moje uszy mogły odpocząć od słuchania Papizwokazik, która bez przerwy coś mówiła. Nawet nie wiem, czy wszystko było kierowane do mnie, czy mówiła sama do siebie.
Papiz? Sorry, że takie krótkie, ale nie miałam pomysłu ;-;
wtorek, 24 maja 2016
Od Bastarda do Daenerys C.D
Poczułem coś bardzo dziwnego. Gdy Daenerys rzuciła mi się na szyję... to wydawało mi się nie wiarygodne. Nie wierzyłem, że to robi po tym wszystkim co się stało. Odsunąłem się od niej tym samym wyrywając się z jej uścisku. Wadera spojrzała na mnie zaskoczona po czym uśmiechnęła się. Byłem trochę zbity z tropu.
- Co to za demon? - zapytałem nawiązując do jej słów.
- On... on jest po prostu straszny - powiedziała kierując na mnie smutne spojrzenie - Sama do końca nie wiem kim on jest.
Cały czas powtarzałem sobie, że przecież to Daenerys a jednak... z jakiegoś nieznanego mi powodu jej słowa nie wzbudzały mojego zaufania. Nie byłem w stanie jej odpowiedzieć. Siedzieliśmy chwilę wpatrując się w siebie w ciszy. Po chwili jednak ja odezwałem się mówiąc:
- Chodź, powinniśmy wracać.
- Jasne - powiedziała radośnie wadera i ruszyła za mną.
Gdy szliśmy Dante co chwila zatrzymywała się aby przyjrzeć się niektórym rzeczom. Rozumiałem, że może być zachwycona ładnymi kwiatami ale to nie był zwykły podziw dla natury. Momentami zachowywała się jakby widziała niektóre rzeczy pierwszy raz. Po kilku godzinach zauważyłem, że słońce zaczyna zachodzić. Na szczęście nieopodal była niewielka polanka na której bez większego problemu udało mi się złapać cztery bażanty, po dwa dla każdego. Nie był to może najbardziej syty posiłek ale w okolicy nie wypatrzyłem żadnego grubszego zwierza. Gdy skończyliśmy jeść położyliśmy się spać. Krążące po mojej głowie myśli nie ułatwiały mi tego zadania. Zachowanie Daenerys nie dawało mi spokoju, nie mogłem zasnąć. W końcu z ciężki westchnieniem wstałem i odszedłem na bok. Usiadłem kawałek dalej i skierowałem wzrok w niebo. Nie było ani jednak chmury, księżyc jak i wszystkie gwiazdy były doskonale widoczne. Siedziałem tak gdy nagle poczułem jakiś ciężar na swoich plecach. Kątem oka spojrzałem za siebie. Samica siedziała odwrócona do mnie tyłem i również patrzyła na gwiazdy.
- Nie możesz spać? - zapytała
- Nie - odparłem krótko - Cały czas o czymś myślę.
- O czym?
Zastanawiałem się chwilę czy powinienem jej o tym mówić. W końcu cała sprawa dotyczyła jej, poza tym nie wiedziałem czy nie obrażę jej w ten sposób. Mogło się przecież okazać, że ten cały czas to ja byłem w błędzie a to wszystko było jedynie wytworem mojej wyobraźni, doskonałym obrazem widzianym jedynie przeze mnie.
- Daenerys... - zacząłem - nie... ty... kimkolwiek jesteś. Powiedz, co się stało z prawdziwą Daenerys?
Nastała długa cisza. W tym nocnym świetle nie byłem w stanie dostrzec wyrazu wadery. Zastanawiałem się czy jest zła. Nagle zaczęła cicho chichotać, zaskoczyło mnie to.
- Teraz to ja jestem Daenerys. - powiedziała z lekkim uśmiechem a ja poczułem wewnętrzny niepokój.
Wstałem gwałtownie tak, że opierająca się o mnie wadera upadła na ziemię. Kompletnie zignorowałem ten fakt.
- Dante, gdziekolwiek jesteś... proszę wróć. - powiedziałem głupio wierząc, że może mnie usłyszeć.
Daenerys? Nie jest jakieś super ale nie chciałam abyś znowu tyle czekała ;-;
- Co to za demon? - zapytałem nawiązując do jej słów.
- On... on jest po prostu straszny - powiedziała kierując na mnie smutne spojrzenie - Sama do końca nie wiem kim on jest.
Cały czas powtarzałem sobie, że przecież to Daenerys a jednak... z jakiegoś nieznanego mi powodu jej słowa nie wzbudzały mojego zaufania. Nie byłem w stanie jej odpowiedzieć. Siedzieliśmy chwilę wpatrując się w siebie w ciszy. Po chwili jednak ja odezwałem się mówiąc:
- Chodź, powinniśmy wracać.
- Jasne - powiedziała radośnie wadera i ruszyła za mną.
Gdy szliśmy Dante co chwila zatrzymywała się aby przyjrzeć się niektórym rzeczom. Rozumiałem, że może być zachwycona ładnymi kwiatami ale to nie był zwykły podziw dla natury. Momentami zachowywała się jakby widziała niektóre rzeczy pierwszy raz. Po kilku godzinach zauważyłem, że słońce zaczyna zachodzić. Na szczęście nieopodal była niewielka polanka na której bez większego problemu udało mi się złapać cztery bażanty, po dwa dla każdego. Nie był to może najbardziej syty posiłek ale w okolicy nie wypatrzyłem żadnego grubszego zwierza. Gdy skończyliśmy jeść położyliśmy się spać. Krążące po mojej głowie myśli nie ułatwiały mi tego zadania. Zachowanie Daenerys nie dawało mi spokoju, nie mogłem zasnąć. W końcu z ciężki westchnieniem wstałem i odszedłem na bok. Usiadłem kawałek dalej i skierowałem wzrok w niebo. Nie było ani jednak chmury, księżyc jak i wszystkie gwiazdy były doskonale widoczne. Siedziałem tak gdy nagle poczułem jakiś ciężar na swoich plecach. Kątem oka spojrzałem za siebie. Samica siedziała odwrócona do mnie tyłem i również patrzyła na gwiazdy.
- Nie możesz spać? - zapytała
- Nie - odparłem krótko - Cały czas o czymś myślę.
- O czym?
Zastanawiałem się chwilę czy powinienem jej o tym mówić. W końcu cała sprawa dotyczyła jej, poza tym nie wiedziałem czy nie obrażę jej w ten sposób. Mogło się przecież okazać, że ten cały czas to ja byłem w błędzie a to wszystko było jedynie wytworem mojej wyobraźni, doskonałym obrazem widzianym jedynie przeze mnie.
- Daenerys... - zacząłem - nie... ty... kimkolwiek jesteś. Powiedz, co się stało z prawdziwą Daenerys?
Nastała długa cisza. W tym nocnym świetle nie byłem w stanie dostrzec wyrazu wadery. Zastanawiałem się czy jest zła. Nagle zaczęła cicho chichotać, zaskoczyło mnie to.
- Teraz to ja jestem Daenerys. - powiedziała z lekkim uśmiechem a ja poczułem wewnętrzny niepokój.
Wstałem gwałtownie tak, że opierająca się o mnie wadera upadła na ziemię. Kompletnie zignorowałem ten fakt.
- Dante, gdziekolwiek jesteś... proszę wróć. - powiedziałem głupio wierząc, że może mnie usłyszeć.
Daenerys? Nie jest jakieś super ale nie chciałam abyś znowu tyle czekała ;-;
Od Daenerys do Bastarda C.D
Kołowało mi się w głowie. Rozglądałam się ślepo po pomieszczeniu, nie wiedząc kim jestem i co się stało.
- Jak się czujesz? - zapytał nagle któryś z wilków. Po głosie poznałam, że był to basior. Przez chwilę nie wiedziałam co do mnie mówi, ale po chwili wydukałam:
- C...co się stało?
Przełknęłam ślinę, gdy nagle znów poczułam ten ból. Moja łata na prawej łapie znów zaczęła dziwnie "świecić" czerwonym światłem. Na ten widok krzyknęłam panicznie. "On tu jest" - pomyślałam. Ostatnim razem to się stało, gdy on był w pobliżu. Moje siły coraz bardziej słabły. Nagle czerwona poświata pokryła mnie całą, a po chwili pojawił się błysk.
***
Leżałam na jakimś pustkowiu, które zdawało się nie mieć końca. Stąpałam po popękanej ziemi przysypanej piachem. Gdy wiatr zawiał, piasek delikatnie unosił się w powietrze tworząc smugi na błękitnym, czystym niebie.
- Jest tu kto...? - zawołałam.
Nikt nie odpowiedział. Zawołam po raz drugi i nasłuchiwałam - nic. Po kilku próbach zakończonych porażką "dałam se siana". Usiadłam na ziemi i wpatrywałam się w horyzont. Westchnęłam i powoli zamknęłam oczy. Przyjemny wiaterek okalał mnie.
- Daenerys? - powiedział nieznajomy, a jednak taki znany męski głos. Nagle ktoś położył łapę na moim ramieniu. Odwróciłam się.
- Kim jesteś?
*W tym czasie u Bastarda*
- Daenerys! - krzyczał basior.
- Jak się czujesz? - zapytał nagle któryś z wilków. Po głosie poznałam, że był to basior. Przez chwilę nie wiedziałam co do mnie mówi, ale po chwili wydukałam:
- C...co się stało?
Przełknęłam ślinę, gdy nagle znów poczułam ten ból. Moja łata na prawej łapie znów zaczęła dziwnie "świecić" czerwonym światłem. Na ten widok krzyknęłam panicznie. "On tu jest" - pomyślałam. Ostatnim razem to się stało, gdy on był w pobliżu. Moje siły coraz bardziej słabły. Nagle czerwona poświata pokryła mnie całą, a po chwili pojawił się błysk.
***
Leżałam na jakimś pustkowiu, które zdawało się nie mieć końca. Stąpałam po popękanej ziemi przysypanej piachem. Gdy wiatr zawiał, piasek delikatnie unosił się w powietrze tworząc smugi na błękitnym, czystym niebie.
- Jest tu kto...? - zawołałam.
Nikt nie odpowiedział. Zawołam po raz drugi i nasłuchiwałam - nic. Po kilku próbach zakończonych porażką "dałam se siana". Usiadłam na ziemi i wpatrywałam się w horyzont. Westchnęłam i powoli zamknęłam oczy. Przyjemny wiaterek okalał mnie.
- Daenerys? - powiedział nieznajomy, a jednak taki znany męski głos. Nagle ktoś położył łapę na moim ramieniu. Odwróciłam się.
- Kim jesteś?
*W tym czasie u Bastarda*
- Daenerys! - krzyczał basior.
Gdy rażący błysk ustał wilk podbiegł do Daenerys.
- D...dane? - wydukał Bastard.
Wilczyca patrzyła się chwilę na niego, gdy nagle rzuciła się mu na szyję.
- Oh, Bastard! Bardzo się bałam! - powiedziała to tak, jak zwylke takie sztuczne dziewczyny mówią do swoich "ukochanych". - Co się stało?
- Dante, wróciłaś... - powiedział z udawaną radością, podejrzewając, że coś jest z nią nie tak.
- Demon odbiera mi siły, znowu!
*U Dante*
- Kim jesteś? - powtórzyłam pytanie i uważnie przyjrzałam się basiorowi.
- Demonem - odpowiedział to tak zwyczajnie, jakby to było normalne.
- Odejdź ode mnie! - krzyknęłam i się odsunęłam.
- I tak nic nie zrobisz - wrócił mu dawny styl wymowy. - Wysłałem Axe na ziemię, aby byłą twoim klonem i nie dopuściła do tego abyś ty i Bastrad się kochali, ponieważ tylko miłość może zwy..
- CO?! Ale j...ja go nie kocham - ta, nie umiem kłamać ;*.
- Naprawdę? A myślisz, że nie wiem o tym co się wtedy stało?
- To tylko... Eh! - warknęłam. - Ale w ogóle skąd o tym wiesz?
- Nie znasz mnie? - zaśmiał się pysznie. - Ja wiem o wszystkim.
Bastard? Tak, nie umiem kłamać ;* (Sory, że tyle czasu mi to zajęło, ale nie miałam czasu i mi się nie chciało xD)
Od Papiz - Jak dołączyłam?
Urodziła się w lesie, żyła w lesie i... Umarła w lesie? Nie, nie umarła,
choć tak myślała jej rodzina. Tak naprawdę uciekła, kiedy tylko
skończyła 2 lata. Błąkała się długo, aż trafiła tu, do watahy Wolves Of
The Dark Midnight.
Ale... Dlaczego? Jak? Otóż, wszystko zaczyna się od jej narodzin - i imienia. Papiz przyszła na świat, kiedy na wszystkich zegarach w pałacu (tak, pałacu. Była księżniczką Alpha, jednak uciekła od tego, nie chce o tym pamiętać. Z radością przyjęłaby najniższą rangę, jaka by jej się trafiła) wybiła dwunasta. Szczeniak natychmiast otworzył oczy, a gdy para Alpha je ujrzała, coś w nich pękło. W pierwszej chwili chcieli zabić szczeniaka na miejscu, jednak weteran, stary ojciec Alphy, powstrzymał ich. Bowiem oczy Papiz były złote, a źrenice miały kształt klepsydr! Miodowookie Alphy wiedziały, że ktoś przeklął ich dziedzica, jednak o tym, kto to zrobił, nie dowiedziały się nigdy. Wracając do opowieści, z chwilą, gdy szczeniak otworzył oczy, a jego rodzice dowiedzieli się straszliwej prawdy - wszystkie zegary w pałacu stanęły, a następnie zaczęły chodzić do tyłu! Tego już było Alphom za wiele, jednak weteran zachował zimną krew. Polecił rodzicom waderki nazwać ją PAPIZWOKAZIK - co z języka Abenaki oznacza "Rzecz, która tyka". Lecz imię to ma dwa znaczenia... Można tak powiedzieć na zegar... A można i na bombę. Zależy, jak to widzisz. I taka sama wyrosła wadera. Z powodu swych oczu, właśnie, uciekła w wieku 2 lat z rodzinnej watahy. Cóż... Kuniec.
A przynajmniej pierwszej części historii.
Druga część to wielka biała plama. Papiz zapomniała, co działo się przez ponad sto lat jej życia, dotąd sobie tego nie przypomniała i nie wygląda na to, by miało to kiedykolwiek nastąpić.
Ale jest też trzecia część, mianowicie czasy obecne.
Zbliżałam się powoli od tyłu do wysokiego basiora. Ukryta byłam w krzakach, więc teoretycznie nie mógł mnie zobaczyć - gorzej z wyczuciem. No, i jeszcze to moje tupanie jak stado mamutów. Ale nic to. Może zasadzka się uda. Na moim pysku wykwitł szeroki uśmiech, z trudem się hamowałam, żeby nie wybuchnąć śmiechem, bo wtedy z niespodzianki nici. W zasadzie, nawet nie znałam tego basiora. To był mój pierwszy dzień w watasze Wolves Of Dark Midnight, pierwszy od kiedy zostałam przyjęta. Średnio pamiętałam, jak tu trafiłam, ale co za różnica - liczy się tu i teraz. Skupiłam się więc na bezszelestnym zbliżeniu się do wilka, który wyglądał, jakby na kogoś czekał. Oczywiście, jak to ja, nawet nie zwróciłam uwagi, jak wyglądał, więc kiedy znikał mi na chwilę z oczu, zakryty przez jakieś małe, denerwujące gałązki, mój węch nie potrafił mi podpowiedzieć, czy na pewno dobrego osobnika śledzę. Widok nie pokrywał się z obrazem zapachu.
Przyczaiłam się... I skoczyłam! W sekundzie basior leżał już kilka metrów dalej ze mną na grzbiecie. Wyplułam jego ogon, odepchnęłam się od niego łapami i otrzepałam się. Rozglądając się na boki, zebrałam kości z ziemi. Znowu spojrzałam na basiora. Ugięłam łapy, po czym wyprostowałam się, merdając ogonem jak szalona.Wyglądałam jakbym miała ADHD.
- O, hej, stary, dobrze cię widzieć, wiesz, miałam cię ostrzec, ale jakoś nie wyszło, bo jak chciałam krzyknąć 'uwaga!', to się okazało, że jestem już w powietrzu, no i wiesz, nie wypaliło, ale naprawdę dobrze cię widzieć, stary, bo wiesz, szukałam cię, znaczy, szukałam kogoś, i jakoś tak pomyślałam, że wiesz, pewnie ktoś będzie w lesie, w końcu wilki lubią tu łazić, znaczy, ty mogłeś też być w swojej jaskini, albo wiesz, stary, w sumie gdziekolwiek, ale jakoś tak pomyślałam... - nabrałam tchu. - Że pewniakiem...
- Co? Czekaj! Nie nadążam! - przerwał mi basior, przewracając wymownie oczami na moje wrodzone paplajstwo.
- O stary, tu jest naprawdę ładnie! - wykrzyknęłam, przestając już zwracać uwagę na basiora. Wilk, najwyraźniej przeczuwając kolejny słowotok, tym razem dotyczący otoczenia, wstał i spróbował złapać mnie za ogon. Tylko spróbował, bo ja już skakałam wokół oddalonego o kilka metrów drzewa.
- Stary, patrz, akacja! Czy to nie super? Super! - odpowiedziałam sama sobie, machając szaleńczo ogonem i wpatrując się wygłodniałym wzrokiem w przechodzącą nieopodal parę wilków. Każdy nowy wilk to była dla mnie szansa na opowiedzenie po raz setny bądź tysięczny jednej ze swoich na wpół zmyślonych historii.
- A ty jak się nazywasz? Kim jesteś? - spytałam basiora, wracając do niego. Powiedziałam to tak szybko, że zabrzmiało to jak kichnięcie.
- Ja... - zaczął wilk, ale natychmiast mu przerwałam.
- Ja jestem Papizwokazik, znaczy wiesz, Papiz, ale możesz mi mówić Papizwokazik, a zresztą jaki chcesz, tylko byle nie Papi. - uśmiechnęłam się wyczekująco.
Ktoś dokończy? Nie wiem, kto jest aktualnie wolny, w sensie od pisania opowiadań xD
Ale... Dlaczego? Jak? Otóż, wszystko zaczyna się od jej narodzin - i imienia. Papiz przyszła na świat, kiedy na wszystkich zegarach w pałacu (tak, pałacu. Była księżniczką Alpha, jednak uciekła od tego, nie chce o tym pamiętać. Z radością przyjęłaby najniższą rangę, jaka by jej się trafiła) wybiła dwunasta. Szczeniak natychmiast otworzył oczy, a gdy para Alpha je ujrzała, coś w nich pękło. W pierwszej chwili chcieli zabić szczeniaka na miejscu, jednak weteran, stary ojciec Alphy, powstrzymał ich. Bowiem oczy Papiz były złote, a źrenice miały kształt klepsydr! Miodowookie Alphy wiedziały, że ktoś przeklął ich dziedzica, jednak o tym, kto to zrobił, nie dowiedziały się nigdy. Wracając do opowieści, z chwilą, gdy szczeniak otworzył oczy, a jego rodzice dowiedzieli się straszliwej prawdy - wszystkie zegary w pałacu stanęły, a następnie zaczęły chodzić do tyłu! Tego już było Alphom za wiele, jednak weteran zachował zimną krew. Polecił rodzicom waderki nazwać ją PAPIZWOKAZIK - co z języka Abenaki oznacza "Rzecz, która tyka". Lecz imię to ma dwa znaczenia... Można tak powiedzieć na zegar... A można i na bombę. Zależy, jak to widzisz. I taka sama wyrosła wadera. Z powodu swych oczu, właśnie, uciekła w wieku 2 lat z rodzinnej watahy. Cóż... Kuniec.
A przynajmniej pierwszej części historii.
Druga część to wielka biała plama. Papiz zapomniała, co działo się przez ponad sto lat jej życia, dotąd sobie tego nie przypomniała i nie wygląda na to, by miało to kiedykolwiek nastąpić.
Ale jest też trzecia część, mianowicie czasy obecne.
Zbliżałam się powoli od tyłu do wysokiego basiora. Ukryta byłam w krzakach, więc teoretycznie nie mógł mnie zobaczyć - gorzej z wyczuciem. No, i jeszcze to moje tupanie jak stado mamutów. Ale nic to. Może zasadzka się uda. Na moim pysku wykwitł szeroki uśmiech, z trudem się hamowałam, żeby nie wybuchnąć śmiechem, bo wtedy z niespodzianki nici. W zasadzie, nawet nie znałam tego basiora. To był mój pierwszy dzień w watasze Wolves Of Dark Midnight, pierwszy od kiedy zostałam przyjęta. Średnio pamiętałam, jak tu trafiłam, ale co za różnica - liczy się tu i teraz. Skupiłam się więc na bezszelestnym zbliżeniu się do wilka, który wyglądał, jakby na kogoś czekał. Oczywiście, jak to ja, nawet nie zwróciłam uwagi, jak wyglądał, więc kiedy znikał mi na chwilę z oczu, zakryty przez jakieś małe, denerwujące gałązki, mój węch nie potrafił mi podpowiedzieć, czy na pewno dobrego osobnika śledzę. Widok nie pokrywał się z obrazem zapachu.
Przyczaiłam się... I skoczyłam! W sekundzie basior leżał już kilka metrów dalej ze mną na grzbiecie. Wyplułam jego ogon, odepchnęłam się od niego łapami i otrzepałam się. Rozglądając się na boki, zebrałam kości z ziemi. Znowu spojrzałam na basiora. Ugięłam łapy, po czym wyprostowałam się, merdając ogonem jak szalona.Wyglądałam jakbym miała ADHD.
- O, hej, stary, dobrze cię widzieć, wiesz, miałam cię ostrzec, ale jakoś nie wyszło, bo jak chciałam krzyknąć 'uwaga!', to się okazało, że jestem już w powietrzu, no i wiesz, nie wypaliło, ale naprawdę dobrze cię widzieć, stary, bo wiesz, szukałam cię, znaczy, szukałam kogoś, i jakoś tak pomyślałam, że wiesz, pewnie ktoś będzie w lesie, w końcu wilki lubią tu łazić, znaczy, ty mogłeś też być w swojej jaskini, albo wiesz, stary, w sumie gdziekolwiek, ale jakoś tak pomyślałam... - nabrałam tchu. - Że pewniakiem...
- Co? Czekaj! Nie nadążam! - przerwał mi basior, przewracając wymownie oczami na moje wrodzone paplajstwo.
- O stary, tu jest naprawdę ładnie! - wykrzyknęłam, przestając już zwracać uwagę na basiora. Wilk, najwyraźniej przeczuwając kolejny słowotok, tym razem dotyczący otoczenia, wstał i spróbował złapać mnie za ogon. Tylko spróbował, bo ja już skakałam wokół oddalonego o kilka metrów drzewa.
- Stary, patrz, akacja! Czy to nie super? Super! - odpowiedziałam sama sobie, machając szaleńczo ogonem i wpatrując się wygłodniałym wzrokiem w przechodzącą nieopodal parę wilków. Każdy nowy wilk to była dla mnie szansa na opowiedzenie po raz setny bądź tysięczny jednej ze swoich na wpół zmyślonych historii.
- A ty jak się nazywasz? Kim jesteś? - spytałam basiora, wracając do niego. Powiedziałam to tak szybko, że zabrzmiało to jak kichnięcie.
- Ja... - zaczął wilk, ale natychmiast mu przerwałam.
- Ja jestem Papizwokazik, znaczy wiesz, Papiz, ale możesz mi mówić Papizwokazik, a zresztą jaki chcesz, tylko byle nie Papi. - uśmiechnęłam się wyczekująco.
Ktoś dokończy? Nie wiem, kto jest aktualnie wolny, w sensie od pisania opowiadań xD
niedziela, 22 maja 2016
dr Papizwokazik Caligari
Pseudonim: Papiz, Kazik, Boom, Troublemaker, Trouble, Time-Turner, Eichen, dr Caligari, Alnobak
Cechy charakteru i cechy fizyczne: Papiz to wesoła, pewna siebie wadera o skłonnościach do dramatyzmu. Często mówi za dużo, tym samym pakując się w różne kłopoty. Miła, roztrzepana. Dość niepoważna, choć inteligentna, beztroska, narwana, zabawna. Uwielbia czynnie spędzać czas, za to nienawidzi siedzieć w bezruchu dłużej niż 5 minut. Bardzo szybko się nudzi, niekiedy zachowuje się jak szczeniak. Jest bardzo opiekuńcza i przyjacielska. Papiz można przyrównać do monety. Jedna strona jest 'jasna', druga zaś 'ciemna'. Raz zachowuje się beztrosko jak szczeniak, pomaga obcym wilkom w potrzebie, biega jak narwana i pakuje się w coraz to nowsze kłopoty. Kiedy indziej zaś jest ponura, złośliwa i woli siedzieć gdzieś samotnie. Zazwyczaj nie jest ani dobra, ani zła - jest neutralna. Jej ulubione zajęcia to przede wszystkim bieganie, pływanie - ogółem czynne spędzanie czasu. Bieganie za kimś i wkurzanie go, nawijanie non stop (najczęściej tej samej opowieści). Ochrona słabszych, szczeniaków oraz tych, którzy tego nie potrafią. Uwielbia także przebywać w górach, tak, to zdecydowanie jej ulubione miejsce. Oraz oczywiście sala w jej jaskini, cała załadowana zegarami. Zegary wiszą wszędzie, nawet na suficie i podłodze. Każdy jest nastawiony na inny czas, więc tykają różnorodnie.
Cechy wyglądu: Trouble jest średniej wielkości białą waderą o ciemnoniebieskich dodatkach na futrze, m.in. pandowatych plam na oczach. Same oczy ma różnej barwy - od szczeniaka cierpiała na heterochromię, czyli jedno oko ma zielone, drugie zaś niebieskie. W lewym uchu nosi trzy kolczyki. Na prawe oko opada jej biało-granatowa grzywka.
Wiek: 128 lat, aczkolwiek wygląda i tak jakby ma 2,6 lat.
Płeć: Wadera
Posada: Strażnik
Zdolności magiczne:
Time-Turner - cofanie, zatrzymywanie, zmienianie czasu. Ogółem moce związane z czasem. Może kogoś odmłodzić lub postarzyć aż do śmierci.
Audiokineza - manipulowanie falami dźwięku, może 'zagrać' jakąś melodię, uderzyć w kogoś/coś falami dźwięku, rozbić coś dźwiękiem itp.
Troublemaker - potrafi zamienić duszę/ciało/jakąś część ciała jednego wilka z duszą/ciałem/itp. innego wilka. Może wtedy również zmienić postać na demoniczną - a właściwie musi.
Żywioł wilka: Muzyka
Rasa wilka: Troublemaker, czyli wilk niezgody. Ona jest na to żywym dowodem - nie zgadza się nawet sama ze sobą w jednym krótkim zdaniu.
Leże:
Zakochana/y w: Jest taki jeden basior...
Partner: Brak
Rodzina: Matka i ojciec już dawno umarli ze starości, zanim ona jeszcze stała się nieśmiertelna
Szczeniaki: Brak
Głos:
Towarzysz lub smok: Nie potrzebne jej.
Właściciel: miszczgeografii
Inne zdjęcia wilka:
Demoniczna postać
Inne
piątek, 20 maja 2016
Od Alexis do Styxxa C.D.
- No dobra, Styxx... To ja cię tu zostawiam z jaskinią... Pa! A i jeszcze jedno, jak będziesz coś chcieć to mnie wołaj. Wiesz, gdzie mnie znaleźć! - puściłam do niego oczko i pobiegłam w stronę jaskini.
Przywitałam się z Drago i położyłam, by odpocząć przez pół, może godzinkę. Potem oczywiście zasnęłam.
Styxx, sorry, że takie krótkie, ale to było opo pożegnalne, no chyba, że mi coś napiszesz ;3
Przywitałam się z Drago i położyłam, by odpocząć przez pół, może godzinkę. Potem oczywiście zasnęłam.
Styxx, sorry, że takie krótkie, ale to było opo pożegnalne, no chyba, że mi coś napiszesz ;3
wtorek, 17 maja 2016
Od Styxxa C.D.O. Alexis
W milczeniu chodziłem za Alexis, przyswajając informacje na temat jaskiń
i ich mieszkańców. Nie było mi to potrzebne, ale... Ta wataha miała mi
służyć jako schronienie przez jakiś czas, więc, by nie dostać od razu
łatki gbura i szpiega, od czasu do czasu udawałem większe
zainteresowanie tematem. W końcu stanąłem przed czterema jaskiniami, z
których jedna miała stać się wkrótce moim domem.
W zasadzie i tak było mi wszystko jedno, jak będzie wyglądać - tyle lat szwendałem się i tułałem z jednego miejsca na drugie, nigdzie nie zatrzymując się na dłużej, że weszło mi to już w krew. Znając mnie, po pierwszej nocy w jaskini przeniósłbym się na jakieś drzewo czy coś. Choć z drugiej strony potrafiłem wytrzymać bez snu dobrych kilka tygodni.
Ocknąłem się i zajrzałem po kolei do jaskiń, po czym wróciłem do Alexis.
Dwie z nich miały podziemne źródła wody, dwie były suche.
Suche odpadły w przedbiegach.
Wybrałem w końcu pierwszą, która była prawie w całości zalana wodą, ale za to zamknięta przed światem nie licząc jednego głównego wyjścia oraz kilkunastu krętych, zamkniętych lub wychodzących gdzieś na zewnątrz korytarzy.
Oczywiście, doskonale pamiętałem, co działo się ze mną, jeśli choć kropla wody dotknęła mojego ciała.
I wybrałem te jaskinię z pełną świadomością, że mogę w niej zginąć. Ot, taki "środek ostrożności". Tak samo jak mała dawka cyjanku zamknięta szczelnie tuż pod skórą na ramieniu, mogła mi pomóc, gdybym miał kłopoty związane z informacjami, których - chwilowo - nie posiadałem.
Wyszedłem przed jaskinię. Alexis wciąż tam czekała.
- I jak?
- Jak to w jaskini, zimno jak cholera... - burknąłem, doskonale wiedząc, że chodziło jej o wybór nowego mieszkania. - Biorę tę.
Jakby reagując na moje słowa, naszyjnik z klejnotów na mojej szyi nagle spadł, wpadając w wysoką trawę, skąd wyłonił się Garou już w normalnej postaci. Spojrzał na mnie wielkimi czarnymi oczami (takimi samymi, jak moje - i Jennis) po czym wydał z siebie coś, co przypominało pełne zdziwienia miauknięcie.
*Boom! Efekt motyla!*, usłyszałem w swojej głowie, sądząc po minie Alexis, ona również.
- Jasne, zią... - przewróciłem oczami, dźgając stworzonko kościstym łokciem w bok. - Po prostu zawsze chciałem coś takiego mieć. - mruknąłem dziecinnie, starając się zrobić minę-niewinnego-szczeniaka.
Alexis? Pokażesz mi coś jeszcze? :D
W zasadzie i tak było mi wszystko jedno, jak będzie wyglądać - tyle lat szwendałem się i tułałem z jednego miejsca na drugie, nigdzie nie zatrzymując się na dłużej, że weszło mi to już w krew. Znając mnie, po pierwszej nocy w jaskini przeniósłbym się na jakieś drzewo czy coś. Choć z drugiej strony potrafiłem wytrzymać bez snu dobrych kilka tygodni.
Ocknąłem się i zajrzałem po kolei do jaskiń, po czym wróciłem do Alexis.
Dwie z nich miały podziemne źródła wody, dwie były suche.
Suche odpadły w przedbiegach.
Wybrałem w końcu pierwszą, która była prawie w całości zalana wodą, ale za to zamknięta przed światem nie licząc jednego głównego wyjścia oraz kilkunastu krętych, zamkniętych lub wychodzących gdzieś na zewnątrz korytarzy.
Oczywiście, doskonale pamiętałem, co działo się ze mną, jeśli choć kropla wody dotknęła mojego ciała.
I wybrałem te jaskinię z pełną świadomością, że mogę w niej zginąć. Ot, taki "środek ostrożności". Tak samo jak mała dawka cyjanku zamknięta szczelnie tuż pod skórą na ramieniu, mogła mi pomóc, gdybym miał kłopoty związane z informacjami, których - chwilowo - nie posiadałem.
Wyszedłem przed jaskinię. Alexis wciąż tam czekała.
- I jak?
- Jak to w jaskini, zimno jak cholera... - burknąłem, doskonale wiedząc, że chodziło jej o wybór nowego mieszkania. - Biorę tę.
Jakby reagując na moje słowa, naszyjnik z klejnotów na mojej szyi nagle spadł, wpadając w wysoką trawę, skąd wyłonił się Garou już w normalnej postaci. Spojrzał na mnie wielkimi czarnymi oczami (takimi samymi, jak moje - i Jennis) po czym wydał z siebie coś, co przypominało pełne zdziwienia miauknięcie.
*Boom! Efekt motyla!*, usłyszałem w swojej głowie, sądząc po minie Alexis, ona również.
- Jasne, zią... - przewróciłem oczami, dźgając stworzonko kościstym łokciem w bok. - Po prostu zawsze chciałem coś takiego mieć. - mruknąłem dziecinnie, starając się zrobić minę-niewinnego-szczeniaka.
Alexis? Pokażesz mi coś jeszcze? :D
Od Alexis do Styxxa C.D
- Piękny "naszyjnik" - zaśmiałam się lekko - oprowadzę cię.
Poszliśmy w stronę pierwszej jaskini, czyli mojej i Drago.
- Oto nasz pierwszy przystanek. To jaskinia moja i Drago. To jeden z członków watahy.
- Ładna ta jaskinia... A wy razem coś ten?...
Ja od razu zaprzeczyłam. Machałam łapami, krzyczałam NIE, NIE i NIE ; nawet się na to skrzywiłam ( bez obrazy, Drago xD).
- Spoko, spoko... To czemu ze sobą mieszkacie jak nic nie tego?
- Tak jakoś... Choć, idziemy dalej.
Ruszyliśmy w stronę najważniejszej jaskini. Jaskini Dante. Jaskinia była najładniejsza z wszystkich. Była piękna... Styxx rozdziawił swoją szczękę.
- To jest jaskinia Daenerys. Ona jako przywódczyni musi mieć najbardziej okazałą jaskinię.
Po obejrzeniu poszliśmy w kierunku jaskini Bastarda. Jego jaskinia jak i Daenerys była pusta. Coś mi tu śmierdziało...
- To jaskinia Bastarda. Ładna, ale przyznajmy... Nie taka, jak u Daenerys...
I tym razem Styxx nic nie powiedział. Po prostu słuchał. Szliśmy tak w ciszy, do następnych jaskiń. W końcu nasza wycieczka dobiegła końca. Do wyboru były 4 jaskinie.
1.
2.
3.
4.
- To które leże wybierasz?
Czas wyboru! xD Mam nadzieję, że nie będzie mi nudno i niedługo napiszesz ;3
Poszliśmy w stronę pierwszej jaskini, czyli mojej i Drago.
- Oto nasz pierwszy przystanek. To jaskinia moja i Drago. To jeden z członków watahy.
- Ładna ta jaskinia... A wy razem coś ten?...
Ja od razu zaprzeczyłam. Machałam łapami, krzyczałam NIE, NIE i NIE ; nawet się na to skrzywiłam ( bez obrazy, Drago xD).
- Spoko, spoko... To czemu ze sobą mieszkacie jak nic nie tego?
- Tak jakoś... Choć, idziemy dalej.
Ruszyliśmy w stronę najważniejszej jaskini. Jaskini Dante. Jaskinia była najładniejsza z wszystkich. Była piękna... Styxx rozdziawił swoją szczękę.
- To jest jaskinia Daenerys. Ona jako przywódczyni musi mieć najbardziej okazałą jaskinię.
Po obejrzeniu poszliśmy w kierunku jaskini Bastarda. Jego jaskinia jak i Daenerys była pusta. Coś mi tu śmierdziało...
- To jaskinia Bastarda. Ładna, ale przyznajmy... Nie taka, jak u Daenerys...
I tym razem Styxx nic nie powiedział. Po prostu słuchał. Szliśmy tak w ciszy, do następnych jaskiń. W końcu nasza wycieczka dobiegła końca. Do wyboru były 4 jaskinie.
1.
2.
3.
4.
- To które leże wybierasz?
Czas wyboru! xD Mam nadzieję, że nie będzie mi nudno i niedługo napiszesz ;3
niedziela, 15 maja 2016
Od Styxxa C.D.O. Alexis
Wadera trochę mi się narzucała. Zaczynała mnie wkurzać. Ale z drugiej
strony ja nigdy nie byłem zbyt cierpliwy, a takie zastępowanie mi drogi
co krok mnie irytowało. No cóż, dopóki nie znajdę Jennis, a przynajmniej
nie dowiem się, co się z nią stało, będę musiał tu zostać. A lepiej,
żeby nikt mnie tu nie uważał za wroga.
Po chwili poprawiłem się: przede wszystkim musiałem przeżyć. Jeśli będę martwy, nikomu nie pomogę.
- To jak będzie? - spytała ponownie Alexis.
- Niech ci będzie... - westchnąłem.
- Świetnie - wadera ruszyła przed siebie. Chcąc nie chcąc podążyłem za nią. - Jakieś preferencje?
- Ym... - zdążyłem mruknąć, zanim wyłożyłem się jak długi na ziemi, potknąwszy się o coś długiego i futrzastego. - Co do hep?
Alexis przystanęła kilka metrów dalej, czekając na mnie. Ja tymczasem przyjrzałem się stworzeniu, które wpakowało mi się pod nogi, po dłuższej chwili rozpoznając je.
- Garou? - spytałem skrajnie zdziwiony. Stworzonko było moim niegdysiejszym towarzyszem podróży, dostałem je od Jennis, jeszcze na początku naszej długiej przyjaźni. Po pewnym czasie, kiedy ataki mojego 'ojca' stały się częstsze, Garou zniknął, myślałem, ze zginął. A tu proszę.
- Jakie ładne! - usłyszałem tuż obok siebie; nawet nie zauważyłem, kiedy Alexis się zbliżyła.
- Taa... To Garou. Mój... - zawahałem się. - Eee..."Zią" - dokończyłem, używając określenia, które wymyśliliśmy z innymi szczeniakami ze stada. Widać było, że Garou natychmiast przelał wszystkie swoje uczucia na Alexis. Łasił się do niej i piszczał. Przewróciłem oczami. Otarłem krew spod grzywki. Alexis natychmiast to zauważyła.
- Jesteś pewien, że nie chce...
- Tak - uciąłem głosem jak trzask suchej gałązki. - Jak mówiłem: nic mi nie będzie.
Rana już mi się powoli zasklepiała, dzięki - leczniczym dla mnie - wpływom kwasu płynącego w moich żyłach. Garou wskoczył na mnie, owijając się wokół mojej szyi i zmieniając się w wysadzany klejnotami naszyjnik.
Machnąłem łapą, zachęcając, by Alexis pokazała mi jaskinie.
Alexis? :D
Po chwili poprawiłem się: przede wszystkim musiałem przeżyć. Jeśli będę martwy, nikomu nie pomogę.
- To jak będzie? - spytała ponownie Alexis.
- Niech ci będzie... - westchnąłem.
- Świetnie - wadera ruszyła przed siebie. Chcąc nie chcąc podążyłem za nią. - Jakieś preferencje?
- Ym... - zdążyłem mruknąć, zanim wyłożyłem się jak długi na ziemi, potknąwszy się o coś długiego i futrzastego. - Co do hep?
Alexis przystanęła kilka metrów dalej, czekając na mnie. Ja tymczasem przyjrzałem się stworzeniu, które wpakowało mi się pod nogi, po dłuższej chwili rozpoznając je.
- Garou? - spytałem skrajnie zdziwiony. Stworzonko było moim niegdysiejszym towarzyszem podróży, dostałem je od Jennis, jeszcze na początku naszej długiej przyjaźni. Po pewnym czasie, kiedy ataki mojego 'ojca' stały się częstsze, Garou zniknął, myślałem, ze zginął. A tu proszę.
- Jakie ładne! - usłyszałem tuż obok siebie; nawet nie zauważyłem, kiedy Alexis się zbliżyła.
- Taa... To Garou. Mój... - zawahałem się. - Eee..."Zią" - dokończyłem, używając określenia, które wymyśliliśmy z innymi szczeniakami ze stada. Widać było, że Garou natychmiast przelał wszystkie swoje uczucia na Alexis. Łasił się do niej i piszczał. Przewróciłem oczami. Otarłem krew spod grzywki. Alexis natychmiast to zauważyła.
- Jesteś pewien, że nie chce...
- Tak - uciąłem głosem jak trzask suchej gałązki. - Jak mówiłem: nic mi nie będzie.
Rana już mi się powoli zasklepiała, dzięki - leczniczym dla mnie - wpływom kwasu płynącego w moich żyłach. Garou wskoczył na mnie, owijając się wokół mojej szyi i zmieniając się w wysadzany klejnotami naszyjnik.
Machnąłem łapą, zachęcając, by Alexis pokazała mi jaskinie.
Alexis? :D
czwartek, 12 maja 2016
Od Alexis do Styxxa
Rana była bardzo duża, więc postanowiłam pomóc mu z opatrunkiem. Podbiegłam do niego i przemówiłam.
- Hej, Styxx! Pomóc ci z raną?
On jakby nie zwracając na mnie uwagi arogancko odburkną " Nie potrzebuję pomocy... Sam sobie dam radę ". I po prostu odszedł, lecz ja nie dałam za wygraną. Znów podbiegłam i tym razem zatrzymałam go blokując mu drogę.
- A wybrałeś sobie może jaskinię w okolicy?
- Jeszcze nie. A co cię to obchodzi?
- Jesteś członkiem watahy. Po prostu chcę pomóc ci się oswoić z nową okolicą i nową rodziną. Okay?
- Mhm...
- Toooo... Pomóc ci z wyborem jaskini?
No hej Styxx :3 Tak jak jest w opowiadaniu chciałam pomóc Ci się trochę oswoić... Dokończysz?
- Hej, Styxx! Pomóc ci z raną?
On jakby nie zwracając na mnie uwagi arogancko odburkną " Nie potrzebuję pomocy... Sam sobie dam radę ". I po prostu odszedł, lecz ja nie dałam za wygraną. Znów podbiegłam i tym razem zatrzymałam go blokując mu drogę.
- A wybrałeś sobie może jaskinię w okolicy?
- Jeszcze nie. A co cię to obchodzi?
- Jesteś członkiem watahy. Po prostu chcę pomóc ci się oswoić z nową okolicą i nową rodziną. Okay?
- Mhm...
- Toooo... Pomóc ci z wyborem jaskini?
No hej Styxx :3 Tak jak jest w opowiadaniu chciałam pomóc Ci się trochę oswoić... Dokończysz?
niedziela, 8 maja 2016
Od Styxxa - Jak dołączyłem
Dzień jak co dzień. Widząc wyłaniające się powoli zza horyzontu słońce,
westchnąłem i wstałem. Dość brutalnym pchnięciem obudziłem zwiniętą w
kłębek w płytkiej norze waderę. Burknąłem coś, a kiedy nie zareagowała,
nie licząc krótkich pomrukiwań typu "Już, już, jeszcze 5 minut...",
nastąpiłem jej na ogon, warcząc. Natychmiast wstała, kładąc uszy po
sobie.
- Pogięło cię? Jest dopiero trzecia nad ranem! - parsknęła, patrząc na mnie jednym zaspanym okiem.
- Czwarta, ale szczęśliwi czasu nie liczą. - odparłem bezwiędnie. W odpowiedzi usłyszałem tylko ziewanie tak głośne, że zagłuszyło nawet szum fal rozbijających się o skały. Było świeżo po sztormie.
Spiorunowałem waderę wzrokiem pustych, czarnych oczu.
- Cisza! - zganiłem ją głosem przypominającym trzask suchej gałązki. - Zbieraj się. Deszcz zatarł nasze ślady na plaży, ale tu, w środku jaskini, jest ich pełno. Nie wspominając o zapachu. - warknąłem, po czym wyczołgałem się wąskim przejściem, by po chwili stanąć na białym piasku.
Nie chciałem ranić Jennis, szczególnie, że widziałem, jak mocno ją dotyka moje zachowanie. Było mi z tym źle. Jednak co innego mogłem zrobić, skoro pewne było, że 'ojciec' wykorzysta tę zażyłość, by ją zniszczyć... Zniszczyć... Bo dla niego zabić to było za mało. A nie chciałem takiego losu dla mojej jedynej przyjaciółki. Teraz zaczęła już zauważać mój stosunek do niej, czuła, tak jak ja, że się od siebie oddalamy. Ale tak było dla niej lepiej.
Potrząsnąłem łbem i rozłożyłem pierzaste skrzydła, by rozluźnić zastałe po śnie w tak ciasnym miejscu mięśnie. Ta, 'śnie'. Przez całą noc pilnowałem jaskini, naszej nory w skale, powstałej przez wietrzenie, czy jakie tam bzdury. Jennis tymczasem przespała słodko całą noc, raz dając mi niechcący z liścia w pysk, co wytłumaczyła mi później zaspanym głosem: "Sorry, nie wiedziałam, ze masz tak blisko ryj". Wybaczyłem ze względu na niewielką przestrzeń w grocie.
Złożyłem skrzydła, bacznie rozglądając się po pustej plaży. Do mojego nosa docierał jedynie słony zapach morza oraz ozonu. Nie wyglądało na to, żeby ktoś nas wyśledził. W tej samej chwili, gdy ja odprowadzałem podejrzliwym wzrokiem przelatującą mewę, z jaskini wycisnęła się Jennis. Zerknąłem na żółtą waderę, nie mogąca sobie poradzić z długą grzywką wpadającą jej do oczu, z niejakim żalem. Gdyby tylko to wszystko inaczej się potoczyło...
Ale w tej chwili moje rozważania przerwał ryk, wycie rogu, czy czegoś takiego.
I świat nagle się zawalił.
Ból. Wszechogarniający ból. Poczułem zapach krwi, tak silny, że niemalże czułem jej smak na języku. Spróbowałem otworzyć oczy. Udało się połowicznie - jedno oko sklejone miałem zasychającą krwią, sączącą się prawdopodobnie ze sporej rany tuż pod grzywką. Czułem się, jakby mi ktoś wypalił z armaty prosto w głowę i jeszcze doprawił glanem, Jęknąłem głucho. Opamiętałem się jednak szybko. Przede wszystkim sprawdzić, czy nic nie jest złamane. Do łap powoli wracało mi czucie, wiedziałem już, że kości w nich są całe. Prawdopodobnie pękło mi kilka żeber. Byłem również pogryziony, jakby rzuciła się na mnie cała chorda wilków. Powoli usiadłem. To, co zobaczyłem, dosłownie wbiło mnie w ziemię. Wokół mnie było tyle krwi, jakby co najmniej cała wataha wilków popełniła tu masowe harakiri. Co ciekawe, nie było żadnych ciał. Tylko krew i coś jakby... Kamienie? Schyliłem się, pojękując, nad dziwnym małym kształtem. Po chwili patrzenia skapnąłem się, co to jest. Mało nie zwymiotowałem, mimo że nie miałem czym. To był kawałek wnętrzości. Burknąłem pod nosem, że to chore, po czym rozejrzałem się, próbując pohamować odruch wymiotny. Jakaś część mojego umysłu stwierdziła, że chyba przejdę na wegetarianizm. Stłumiłem niepotrzebne myśli. Rzecz najważniejsza - gdzie jest Jennis. Próbowałem wyizolować spośród zapachu wszechobecnej posoki woń przyjaciółki zakodowany w moim umyśle, ale chyba jej tu nie było. Bałem się nawet odetchnąć z ulgą.
Wstałem. Nie mogłem długo siedzieć w miejscu. Nie miałem pojęcia, co się tu wydarzyło, ale ci, którzy to zrobili, mogli gdzieś tu w pobliżu jeszcze być. Pobiegłem przed siebie. Biegłem... Dopóki nie wpadłem na jakąś waderę. W pierwszej chwili dech mi zaparło, myślałem, że to Jennis. Jednak po przyjrzenie się dokładniej stwierdziłem z żalem, że mam do czynienia zupełnie z kimś innym. Wadera była naprawdę ładna, inaczej zbudowana niż Jennis, która i kolorem i fakturą przypominała maślankę. Wadera wydawała się także dużo silniejsza, miała długie uszy, a jej futro, które pierwotnie wziąłem za żółte, tak naprawdę było kremowe. Odstąpiłem kilka kroków do tyłu, boleśnie odczuwając skutki zderzenia - złamane żebra zaprotestowały przeciw takiemu traktowaniu. Pomogłem waderze się pozbierać.
- Wybacz... - mruknąłem. - Muszę iść...
Chciałem ją wyminąć, ale twardo zastąpiła mi drogę.
- Hej, poczekaj. Jesteś na terenie watahy Wolves Of The Dark Midnight. Czego tu szukasz?
- Ja... - zawahałem się, mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Być może mógłbym się tu skryć na jakiś czas, nikt nie powinien mnie tu znaleźć zbyt szybko, w końcu zazwyczaj snułem się sam, nie dołączając do żadnej watahy, odkąd moja została wymordowana.
- Właśnie szukałem... Waszej Alphy. Chciałem dołączyć do watahy. - skłamałem, patrząc jej w oczy.
- Jak się nazywasz?
- Styxx...
- Alexis. - przez chwilę patrzyła na mnie w ciszy, chyba mnie oceniając.
- Co ci się stało? - wskazała w końcu na mój rozwalony łeb.
Otarłem krew z oczu.
- Wywaliłem się... - mruknąłem lekceważąco. - ...Na schodach.
Zobaczyłem, że przewraca oczami. Chyba mi nie uwierzyła.
Zaprowadziła mnie za to do Alphy.
Zostałem przyjęty.
- Pogięło cię? Jest dopiero trzecia nad ranem! - parsknęła, patrząc na mnie jednym zaspanym okiem.
- Czwarta, ale szczęśliwi czasu nie liczą. - odparłem bezwiędnie. W odpowiedzi usłyszałem tylko ziewanie tak głośne, że zagłuszyło nawet szum fal rozbijających się o skały. Było świeżo po sztormie.
Spiorunowałem waderę wzrokiem pustych, czarnych oczu.
- Cisza! - zganiłem ją głosem przypominającym trzask suchej gałązki. - Zbieraj się. Deszcz zatarł nasze ślady na plaży, ale tu, w środku jaskini, jest ich pełno. Nie wspominając o zapachu. - warknąłem, po czym wyczołgałem się wąskim przejściem, by po chwili stanąć na białym piasku.
Nie chciałem ranić Jennis, szczególnie, że widziałem, jak mocno ją dotyka moje zachowanie. Było mi z tym źle. Jednak co innego mogłem zrobić, skoro pewne było, że 'ojciec' wykorzysta tę zażyłość, by ją zniszczyć... Zniszczyć... Bo dla niego zabić to było za mało. A nie chciałem takiego losu dla mojej jedynej przyjaciółki. Teraz zaczęła już zauważać mój stosunek do niej, czuła, tak jak ja, że się od siebie oddalamy. Ale tak było dla niej lepiej.
Potrząsnąłem łbem i rozłożyłem pierzaste skrzydła, by rozluźnić zastałe po śnie w tak ciasnym miejscu mięśnie. Ta, 'śnie'. Przez całą noc pilnowałem jaskini, naszej nory w skale, powstałej przez wietrzenie, czy jakie tam bzdury. Jennis tymczasem przespała słodko całą noc, raz dając mi niechcący z liścia w pysk, co wytłumaczyła mi później zaspanym głosem: "Sorry, nie wiedziałam, ze masz tak blisko ryj". Wybaczyłem ze względu na niewielką przestrzeń w grocie.
Złożyłem skrzydła, bacznie rozglądając się po pustej plaży. Do mojego nosa docierał jedynie słony zapach morza oraz ozonu. Nie wyglądało na to, żeby ktoś nas wyśledził. W tej samej chwili, gdy ja odprowadzałem podejrzliwym wzrokiem przelatującą mewę, z jaskini wycisnęła się Jennis. Zerknąłem na żółtą waderę, nie mogąca sobie poradzić z długą grzywką wpadającą jej do oczu, z niejakim żalem. Gdyby tylko to wszystko inaczej się potoczyło...
Ale w tej chwili moje rozważania przerwał ryk, wycie rogu, czy czegoś takiego.
I świat nagle się zawalił.
Ból. Wszechogarniający ból. Poczułem zapach krwi, tak silny, że niemalże czułem jej smak na języku. Spróbowałem otworzyć oczy. Udało się połowicznie - jedno oko sklejone miałem zasychającą krwią, sączącą się prawdopodobnie ze sporej rany tuż pod grzywką. Czułem się, jakby mi ktoś wypalił z armaty prosto w głowę i jeszcze doprawił glanem, Jęknąłem głucho. Opamiętałem się jednak szybko. Przede wszystkim sprawdzić, czy nic nie jest złamane. Do łap powoli wracało mi czucie, wiedziałem już, że kości w nich są całe. Prawdopodobnie pękło mi kilka żeber. Byłem również pogryziony, jakby rzuciła się na mnie cała chorda wilków. Powoli usiadłem. To, co zobaczyłem, dosłownie wbiło mnie w ziemię. Wokół mnie było tyle krwi, jakby co najmniej cała wataha wilków popełniła tu masowe harakiri. Co ciekawe, nie było żadnych ciał. Tylko krew i coś jakby... Kamienie? Schyliłem się, pojękując, nad dziwnym małym kształtem. Po chwili patrzenia skapnąłem się, co to jest. Mało nie zwymiotowałem, mimo że nie miałem czym. To był kawałek wnętrzości. Burknąłem pod nosem, że to chore, po czym rozejrzałem się, próbując pohamować odruch wymiotny. Jakaś część mojego umysłu stwierdziła, że chyba przejdę na wegetarianizm. Stłumiłem niepotrzebne myśli. Rzecz najważniejsza - gdzie jest Jennis. Próbowałem wyizolować spośród zapachu wszechobecnej posoki woń przyjaciółki zakodowany w moim umyśle, ale chyba jej tu nie było. Bałem się nawet odetchnąć z ulgą.
Wstałem. Nie mogłem długo siedzieć w miejscu. Nie miałem pojęcia, co się tu wydarzyło, ale ci, którzy to zrobili, mogli gdzieś tu w pobliżu jeszcze być. Pobiegłem przed siebie. Biegłem... Dopóki nie wpadłem na jakąś waderę. W pierwszej chwili dech mi zaparło, myślałem, że to Jennis. Jednak po przyjrzenie się dokładniej stwierdziłem z żalem, że mam do czynienia zupełnie z kimś innym. Wadera była naprawdę ładna, inaczej zbudowana niż Jennis, która i kolorem i fakturą przypominała maślankę. Wadera wydawała się także dużo silniejsza, miała długie uszy, a jej futro, które pierwotnie wziąłem za żółte, tak naprawdę było kremowe. Odstąpiłem kilka kroków do tyłu, boleśnie odczuwając skutki zderzenia - złamane żebra zaprotestowały przeciw takiemu traktowaniu. Pomogłem waderze się pozbierać.
- Wybacz... - mruknąłem. - Muszę iść...
Chciałem ją wyminąć, ale twardo zastąpiła mi drogę.
- Hej, poczekaj. Jesteś na terenie watahy Wolves Of The Dark Midnight. Czego tu szukasz?
- Ja... - zawahałem się, mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Być może mógłbym się tu skryć na jakiś czas, nikt nie powinien mnie tu znaleźć zbyt szybko, w końcu zazwyczaj snułem się sam, nie dołączając do żadnej watahy, odkąd moja została wymordowana.
- Właśnie szukałem... Waszej Alphy. Chciałem dołączyć do watahy. - skłamałem, patrząc jej w oczy.
- Jak się nazywasz?
- Styxx...
- Alexis. - przez chwilę patrzyła na mnie w ciszy, chyba mnie oceniając.
- Co ci się stało? - wskazała w końcu na mój rozwalony łeb.
Otarłem krew z oczu.
- Wywaliłem się... - mruknąłem lekceważąco. - ...Na schodach.
Zobaczyłem, że przewraca oczami. Chyba mi nie uwierzyła.
Zaprowadziła mnie za to do Alphy.
Zostałem przyjęty.
Styxiern Mind
Imię: Styxiern Mind
Pseudonim: Styxx, Xise, Devil, White Killer, Mind, Redrum
Cechy charakteru i cechy fizyczne: Raczej dosyć miły, ale jak
dla kogo i do czasu, aż go ktoś wkurzy. Aktywny, bezczelny, beztroski,
bystry, ironiczny, inteligentny, dowcipny, z lekka denrwujący,
ciekawski, cierpliwy, nienawidzi podporządkowywać się innym i tego nie
robi, działa na własną rękę, zazwyczaj zrobi wszystko, by odizolować się
od reszty, uważa, że każdy najskuteczniejszy jest w pojedynkę, jest
jednak lojalny osobom ze swej grupy, mimo że jest samotnikiem i woli
przebywać w odosobnionych miejscach. Wredny, złośliwy, arogancki,
spokojny, rozsądny, choć często nieodpowiedzialny cierpliwy, intuicyjny,
sprytny, inteligentny, odważny, nawet jeśli nie jest zbyt wysoki i
umięśniony, potrafi wybrnąć z każdej sytuacji, a by to zrobić nie boi
się poświęcić, aby ratować z opresji swoich przyjaciół. To świetny
dyplomata, jeśli raz ktoś zacznie z nim rozmowę, już on się postara,
żeby mieć ostatnie słowo. Wytrwały, sumienny, opanowany, tajemniczy,
odporny na stres, nieufny. Wszechstronny, silny psychicznie,
przedsiębiorczy, kreatywny, zdeterminowany, dynamiczny, aktywny,
żywotny, energiczny. Swoją lojalność okazuje przyjaciołom wyzłośliwiając
się i przekomarzając się z nimi. To je Styxx, tego nie ogarniesz. Jest
bardzo szybki, zręczny, aczkolwiek siła u niego leży.
Cechy wyglądu: Styxx jest bardzo wysoki jak na wilka. Jest
bardzo szczupły, drobnej budowy. Ma długie, silne, chude łapy oraz dość
spore pierzaste skrzydła. Posiada wężowy język, puste w środku, ptasie
kości, a także nienaturalnie długie, śnieżnobiałe kły. Na całym ciele ma
blizny, setki blizn. M.in. w miejscu wyrwanego siódmego żebra.
Wiek: 2,6 lat (nieśmiertelny)
Płeć: Basior.
Posada:Alchemik
Zdolności magiczne: Styxx potrafi uzdrawiać dotykiem.
Aczkolwiek nie bez odpowiedniej 'zapłaty'. Aby kogoś uzdrowić, musi
przejąć ból tego wilka. Sam uzdrawia się naturalnie - posiada jad, kwas
lub truciznę we krwi, limfie oraz łzach, które powodują u niego szybsze
zasklepianie się ran i regenerację tkanek. U innych
wilków/przedmiotów/roślin jad zabija powoli i boleśnie, wprowadzony do
krwiobiegu, trucizna - zabija szybko, podobnie jak cyjanek, wyłączając
podstawowe funkcje życiowe, zaś silnie żrący kwas wypala wszystko.
Styxx posiada cały mentalny pakiet mocy - może czytać komuś w myślach, wysyłać komuś obrazy, torturować, stwarzać coś za pomocą umysłu, teleportować się, pod warunkiem, ze wyobrazi sobie to miejsce lub jakąś rzecz/osobę/itd z nim związaną itd.
Jest on wilkiem Kurukal. Gdy używa któregoś z odwróconych żywiołów, korzysta z pomocy ducha jego przodka - wówczas w jego ciele są jakby dwie dusze, co skutkuje zmianą wyglądu. Styxx zwie się wtedy Redrum. Z pomocą praprzodka włada kilkoma 'żywiołami':
> metal - kiedy powie "Metallic", powierzchnia jego ciała zamienia się w metal, może także zmienić w metal inne rzeczy, wilki, istoty itd.
> eter - może stworzyć kilkadziesiąt swoich kopii, każda z nich ma w sobie cząstkę duszy Red'a, krwawi, Redrum nią czuje, widzi to co ona itd.
> czas - może zatrzymać czas, przyspieszyć go dla poszczególnych istot/rzeczy itd.
> duch - może opuścić swoje ciało, stać się czyimś przewodnikiem duchowym bądź promotorem podczas tworzenia kręgu.
oraz przeciwieństwami podstawowych żywiołów, to jest: lawą, ognistą wodą, błotem, pogodą, bagnem, zimnym ogniem, mgłą, lodem oraz trującymi roślinami.
Potrafi również zmienić postać w dowolne zwierzę, roślinę, przedmiot.
Styxx posiada jeszcze jedną 'moc' - o ile można to tak nazwać. Pod wpływem wody, wystarszy nawet kilka kropel, jad w jego ciele zaczyna wrzeć, futro zmienia kolor, a z grzbietu wyrastają kostne odnóża, przypominające nogi stawonoga. Ogółem, im dłużej Styxx siedziałby w wodzie... Po prostu by się rozpuścił, zostałby po nim tylko zmutowany szkielet.
Styxx posiada cały mentalny pakiet mocy - może czytać komuś w myślach, wysyłać komuś obrazy, torturować, stwarzać coś za pomocą umysłu, teleportować się, pod warunkiem, ze wyobrazi sobie to miejsce lub jakąś rzecz/osobę/itd z nim związaną itd.
Jest on wilkiem Kurukal. Gdy używa któregoś z odwróconych żywiołów, korzysta z pomocy ducha jego przodka - wówczas w jego ciele są jakby dwie dusze, co skutkuje zmianą wyglądu. Styxx zwie się wtedy Redrum. Z pomocą praprzodka włada kilkoma 'żywiołami':
> metal - kiedy powie "Metallic", powierzchnia jego ciała zamienia się w metal, może także zmienić w metal inne rzeczy, wilki, istoty itd.
> eter - może stworzyć kilkadziesiąt swoich kopii, każda z nich ma w sobie cząstkę duszy Red'a, krwawi, Redrum nią czuje, widzi to co ona itd.
> czas - może zatrzymać czas, przyspieszyć go dla poszczególnych istot/rzeczy itd.
> duch - może opuścić swoje ciało, stać się czyimś przewodnikiem duchowym bądź promotorem podczas tworzenia kręgu.
oraz przeciwieństwami podstawowych żywiołów, to jest: lawą, ognistą wodą, błotem, pogodą, bagnem, zimnym ogniem, mgłą, lodem oraz trującymi roślinami.
Potrafi również zmienić postać w dowolne zwierzę, roślinę, przedmiot.
Styxx posiada jeszcze jedną 'moc' - o ile można to tak nazwać. Pod wpływem wody, wystarszy nawet kilka kropel, jad w jego ciele zaczyna wrzeć, futro zmienia kolor, a z grzbietu wyrastają kostne odnóża, przypominające nogi stawonoga. Ogółem, im dłużej Styxx siedziałby w wodzie... Po prostu by się rozpuścił, zostałby po nim tylko zmutowany szkielet.
Żywioł wilka: Umysł
Rasa wilka: Kurukal - wilk odwróconych żywiołów
Leże:
Zakochany w: Usilnie stara się ignorować wszelkie przedstawicielki płci przeciwnej.
Partner: Boi się z kimkolwiek związać na dłużej, gdyż uważa,
że miłość to słabość, a będąc samemu, jego ojciec nie może zagrozić mu
inaczej niż tylko śmiercią, którą to Styxx uważa za wybawienie.
Rodzina: Z matką, Sarah, nie widział się, od kiedy jego
ojciec, Epidaurus, wybił całe poprzednie stado, oszczędzając tylko
Styxxa, by ten żył w ciągłym strachu przez nim. Jego rodzeństwo, siostra
Hilly oraz brat Kashi, nie mieli tyle szczęścia. Jego ojciec powziął
sobie za cel zabicie wszystkich, których Styxx kiedykolwiek kochał.
Mimo, że sam już nie żyje, egzystuje w postaci zielonego dymu,
przyjmującego kształt olbrzymiego wilka. Z tego, co Styxx wie, nie da
się go 'zabić', unicestwić.
Szczeniaki: Brak
Głos:
Towarzysz lub smok: Garou - magiczne stworzonko, władające magią
Właściciel: doggi - alice6
Subskrybuj:
Posty (Atom)