Poatrzyłem na dwie wadery. Raz na Nokotę, raz na Papiz. Nastała niezręczna cisza. Papizwokazik patrzyła na mnie zwycięsko, a Nota ze zdziwieniem. Postanowiłem sobie odpuścić i pójść do jakini. Nic innego mi nie pozostało oprócz zostania tam do końca mojego marnego życia. *Dzięki, Papiz* mówiłem sobie w myślach. Kiedy odchodziłem, czułem wzrok, który kierowały na mnie obie wadery. Nie wiem, czy o to chodziło Papizwokazik czy chciała mnie po prostu wnerwić ale no stało się trochę inaczej. Doszedłem do jaskini i walnąłem się na swoje posłanie. Nie miałem siły na nic. Po kilku minutach usłyszałem pukanie.
-Można? -zapytał jakiś żeński głos. Prawdopodobnie była to Papizwokazik, która jak zwykle mnie śledziła.
Papiz? Sorry, że takie krótkie ale no brak weny :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz