Słuchałem Papiz uważnie. Postanowiłem, że zrobię tak, jak ona mi proponuje. Czemu by nie? Raz kozie śmierć. W sumie nie musiałem o tym przysłowiu, bo nagle zaburczało mi w brzuchu.
-Rozumiesz? -powtórzyła pytanie wadera.
-Tak. Zrobię tak, jak sądzę. I dzięki za radę. -uśmiechnąłem się do niej- No, to pora na mnie. Jeszcze Nokota tu przyjdzie i dopiero będzie. To elo! -powiedziałem, i czmychnąłem w krzaczki.
-Życzę powodzenia! Pa! -odpowiedziała mi Papiz.
Po chwili dotarłem do miejsca, w którym powinna być Nokota. Powinna, ale jej tu nie było.
-Nota! Nota! Nie ukrywaj się, no. Nokota! -krzyczałem, ale to nie miało najmniejszego sensu. Znowu pobiegłem do Papizwokazik, ale w połowie drogi zatrzymałem się. Co ja takiego robię? Powinienem szukać Nokoty, a nie chodzić ciągle po rady do pani psycholog Papiz. Wróciłem do punktu wyjścia. Usłyszałem nagle coś za drzewem. Jakby... chichot? Podszedłem tam i ku mojemu zdziwieniu była tam... Nokota? Która ryła się ze mnie cały czas?
-Jezu, ty idiotko! Mogłem zawału dostać!
-Przepraszam... -powiedziała dalej się śmiejąc- Więc jak? To prawda czy nie? -zapytała się poważniejąc.
-Więc... no... ten... em.... no bo wiesz... em...
-ODPOWIEDZ NO! -krzyknęła ze śmiechem. Podskoczyłem.
-No ok! To prawda! Ok? Zadowolona? -powiedziałem, a wadera spoważniała. Wiedziałem, to koniec naszej przyjaźni, wszystko zaprzepaściłem. Jak to ja. Odwróciłem się i odszedłem z głową skierowaną ku dołowi. Kiedy ją podniosłem, zobaczyłem klaszczącą i dumną z siebie Papizwokazik. Jeszcze jej tutaj brakowało.
Papiz? XDD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz