Dołącz do na już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś!

wtorek, 24 maja 2016

Od Papiz - Jak dołączyłam?

Urodziła się w lesie, żyła w lesie i... Umarła w lesie? Nie, nie umarła, choć tak myślała jej rodzina. Tak naprawdę uciekła, kiedy tylko skończyła 2 lata. Błąkała się długo, aż trafiła tu, do watahy Wolves Of The Dark Midnight.
Ale... Dlaczego? Jak? Otóż, wszystko zaczyna się od jej narodzin - i imienia. Papiz przyszła na świat, kiedy na wszystkich zegarach w pałacu (tak, pałacu. Była księżniczką Alpha, jednak uciekła od tego, nie chce o tym pamiętać. Z radością przyjęłaby najniższą rangę, jaka by jej się trafiła) wybiła dwunasta. Szczeniak natychmiast otworzył oczy, a gdy para Alpha je ujrzała, coś w nich pękło. W pierwszej chwili chcieli zabić szczeniaka na miejscu, jednak weteran, stary ojciec Alphy, powstrzymał ich. Bowiem oczy Papiz były złote, a źrenice miały kształt klepsydr! Miodowookie Alphy wiedziały, że ktoś przeklął ich dziedzica, jednak o tym, kto to zrobił, nie dowiedziały się nigdy. Wracając do opowieści, z chwilą, gdy szczeniak otworzył oczy, a jego rodzice dowiedzieli się straszliwej prawdy - wszystkie zegary w pałacu stanęły, a następnie zaczęły chodzić do tyłu! Tego już było Alphom za wiele, jednak weteran zachował zimną krew. Polecił rodzicom waderki nazwać ją PAPIZWOKAZIK - co z języka Abenaki oznacza "Rzecz, która tyka". Lecz imię to ma dwa znaczenia... Można tak powiedzieć na zegar... A można i na bombę. Zależy, jak to widzisz. I taka sama wyrosła wadera. Z powodu swych oczu, właśnie, uciekła w wieku 2 lat z rodzinnej watahy. Cóż... Kuniec.
A przynajmniej pierwszej części historii.
Druga część to wielka biała plama. Papiz zapomniała, co działo się przez ponad sto lat jej życia, dotąd sobie tego nie przypomniała i nie wygląda na to, by miało to kiedykolwiek nastąpić.
Ale jest też trzecia część, mianowicie czasy obecne.

Zbliżałam się powoli od tyłu do wysokiego basiora. Ukryta byłam w krzakach, więc teoretycznie nie mógł mnie zobaczyć - gorzej z wyczuciem. No, i jeszcze to moje tupanie jak stado mamutów. Ale nic to. Może zasadzka się uda. Na moim pysku wykwitł szeroki uśmiech, z trudem się hamowałam, żeby nie wybuchnąć śmiechem, bo wtedy z niespodzianki nici. W zasadzie, nawet nie znałam tego basiora. To był mój pierwszy dzień w watasze Wolves Of Dark Midnight, pierwszy od kiedy zostałam przyjęta. Średnio pamiętałam, jak tu trafiłam, ale co za różnica - liczy się tu i teraz. Skupiłam się więc na bezszelestnym zbliżeniu się do wilka, który wyglądał, jakby na kogoś czekał. Oczywiście, jak to ja, nawet nie zwróciłam uwagi, jak wyglądał, więc kiedy znikał mi na chwilę z oczu, zakryty przez jakieś małe, denerwujące gałązki, mój węch nie potrafił mi podpowiedzieć, czy na pewno dobrego osobnika śledzę. Widok nie pokrywał się z obrazem zapachu.
Przyczaiłam się... I skoczyłam! W sekundzie basior leżał już kilka metrów dalej ze mną na grzbiecie. Wyplułam jego ogon, odepchnęłam się od niego łapami i otrzepałam się. Rozglądając się na boki, zebrałam kości z ziemi. Znowu spojrzałam na basiora. Ugięłam łapy, po czym wyprostowałam się, merdając ogonem jak szalona.Wyglądałam jakbym miała ADHD.
- O, hej, stary, dobrze cię widzieć, wiesz, miałam cię ostrzec, ale jakoś nie wyszło, bo jak chciałam krzyknąć 'uwaga!', to się okazało, że jestem już w powietrzu, no i wiesz, nie wypaliło, ale naprawdę dobrze cię widzieć, stary, bo wiesz, szukałam cię, znaczy, szukałam kogoś, i jakoś tak pomyślałam, że wiesz, pewnie ktoś będzie w lesie, w końcu wilki lubią tu łazić, znaczy, ty mogłeś też być w swojej jaskini, albo wiesz, stary, w sumie gdziekolwiek, ale jakoś tak pomyślałam... - nabrałam tchu. - Że pewniakiem...
- Co? Czekaj! Nie nadążam! - przerwał mi basior, przewracając wymownie oczami na moje wrodzone paplajstwo.
- O stary, tu jest naprawdę ładnie! - wykrzyknęłam, przestając już zwracać uwagę na basiora. Wilk, najwyraźniej przeczuwając kolejny słowotok, tym razem dotyczący otoczenia, wstał i spróbował złapać mnie za ogon. Tylko spróbował, bo ja już skakałam wokół oddalonego o kilka metrów drzewa.
- Stary, patrz, akacja! Czy to nie super? Super! - odpowiedziałam sama sobie, machając szaleńczo ogonem i wpatrując się wygłodniałym wzrokiem w przechodzącą nieopodal parę wilków. Każdy nowy wilk to była dla mnie szansa na opowiedzenie po raz setny bądź tysięczny jednej ze swoich na wpół zmyślonych historii.
- A ty jak się nazywasz? Kim jesteś? - spytałam basiora, wracając do niego. Powiedziałam to tak szybko, że zabrzmiało to jak kichnięcie.
- Ja... - zaczął wilk, ale natychmiast mu przerwałam.
- Ja jestem Papizwokazik, znaczy wiesz, Papiz, ale możesz mi mówić Papizwokazik, a zresztą jaki chcesz, tylko byle nie Papi. - uśmiechnęłam się wyczekująco.


Ktoś dokończy? Nie wiem, kto jest aktualnie wolny, w sensie od pisania opowiadań xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz