Patrząc na żrącą zieloną ciecz na skalnej podłodze jaskini, doskonale
wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. Zaczęłam się zastanawiać, czy to
możliwe, że zanim go dopadliśmy, zdążył Styxxa zabić. Ale nie, przecież
drgania wyraźnie dały znać, że basior jest zdrów. Dlaczego więc teraz
zupełnie go nie wyczuwałam? Wtem przyszło mi do głowy zaskakujące
rozwiązanie... Może jeszcze nie odważyłabym się nazwać tego
rozwiązaniem... Niemniej było to jakieś wyjście. Zupełnie mi nie
pasujące, ale wyjście. Potrząsnęłam jednak głową, odsyłając od siebie te
myśli. Zaraz jednak wróciły.
- Może... - wyrwało mi się. Znów potrząsnęłam głową, tym razem z większą agresją. - Nie. To byłoby niemożliwe...
Wilki przeniosły wzrok z kałuży na mnie. Stałam jak zahipnotyzowana,
wpatrując się w syczącą rozpuszczoną skałę. Nawet smród na mnie w tej
chwili nie działał. Rozważałam intensywnie wszystkie za i przeciw mojemu
pomysłowi.
- O co chodzi? Powiedz! - usłyszałam.
- Nieważne. - warknęłam. Czemu oni nie mogli dać mi chwili, żebym dobrze
się zastanowiła? Ah, wiedziałam, że nie powinnam być na nich zła, w
końcu nie wiedzieli, co się działo w mojej głowie, ale mimo wszystko...
Wkurzali mnie. - Nie zrozumiecie.
Zerwałam się na łapy po to, by zaraz usiąść. Na małym skrawku papieru,
który walał się gdzieś pomiędzy kamieniami napisałam notkę do
towarzyszy. Teraz nie miałam ani czasu, ani głowy, ani chęci by z nimi
rozmawiać. A tak to może się do tego czasu zdążę czegoś dowiedzieć.
Następnie wstałam i wybiegłam, zostawiając zaskoczone wilki w jaskini.
Byłam pewna, że Epidaurus tam nie wróci, nie dopóki nie wykuruje się w
pełni. Znacznie go osłabiliśmy. Po wyjściu udałam się do swojej jaskini.
Obwąchałam ją dokładnie ale oprócz woni jakiegoś wilka, który
najwyraźniej przyszedł do mnie w odwiedziny kiedy mnie nie było, niczego
nie wyczułam. Ani zapachu Styxxa, ani kwaśnego odoru zielonej zjawy.
Już miałam wypaść na zewnątrz, kiedy coś poruszyło się w głębi jaskini.
Natychmiast to oraz zapach przypomniały mi, że owszem, ktoś mnie
odwiedził - ale nie był to nikt nieznajomy, a ktoś, kogo znałam całe
życie.
- Augoustus... - westchnęłam. - Lepiej stąd znikaj. Nie wiem, co go tu przyciągnęło, ale jeśli cię tu znajdzie...
- Papiz, spokojnie. - basior wyszedł do połowy z mroku, ukazując dziwną,
kolorową narośl na łbie, przypominającą jajo jakiegoś magicznego
stworzenia.
- Słyszałem wszystko... Widziałem. Czułem. On już nie wróci.
Przynajmniej nie teraz. Niemniej, nie należy go lekceważyć, nawet jeśli
jest tak osłabiony.
Pokiwałam głową. Złość mnie opuściła, teraz byłam tylko przygnębiona. Oraz potwornie zmęczona.
- Prześpij się. - poradził mi basior, jakby czytając mi w myślach. -
Udało ci się. Czego nie można powiedzieć o Katerinie. - posmutniał.
- O nie... - szepnęłam, zmartwiała. - Kat...?
Potrząsnął głową.
- Odradzałem jej to z całego serca. Zawzięła się. Chciałem iść z nią,
ale mi nie pozwoliła... Nie wiem, co ostatecznie się z nią stało. Dotąd
myślałem, że nikt z nas nie jest w stanie zmierzyć się nim i wyjść z tej
walki cało, a co dopiero zwycięsko. - podniósł na mnie nieśmiało wzrok.
- On za dobrze nas zna, by się to udało. Teraz jednak... Sam już nie
wiem. Nie dopuszczam do siebie nadziei, jednak co, prócz niej, mi
pozostało?
- Otóż to... - zgodziłam się z westchnieniem. Milczeliśmy przez chwilę.
Moje myśli rozbiegły się losowo. Nagle przypomniałam sobie o liściku do
Noty i Shad'a.
- Augi... - rzuciłam, w moim głosie dało się wyczuć podniecenie, ale i strach. - Chodź... Chodź ze mną.
- Co? Gdzie...?
- Nie walczyłam sama, pomogły mi dwa wilki z tej watahy. Ratowaliśmy
naszego znajomego. Gdybym nie poczuła wtedy tego smrodu kwasu, Styxx by
już nie żył, a my byśmy nawet nie wiedzieli... - uzmysłowiłam sobie,
zapominając na chwilę o stojącym przede mną przyjacielu, który wpatrywał
się we mnie ze zdumieniem. Stał przez chwilę, jakby nie wiedząc, które z
tysiąca pytań wybrać. Zdecydował się w końcu na jedno,
- Styxx? - zapytał, przekrzywiając głowę. - Czy to nie przypadkiem tak nazywał się... JEGO syn?
- Owszem. Nazywał i nazywa. Naczy... Mam nadzieję, że żyje. - dodałam ciszej.
- To on? Co on tu robi?
- Żyje. - odparłam krótko. - Tak jak ja...
- Dziwny zbieg okoliczności, hę? - mruknął z przekąsem Augoustus. Przewróciłam oczami, zniecierpliwiona.
- Jak już mówiłam zanim mi przerwałeś... Chodź. Jestem umówiona na 8:32
pod dębem. Nie byle jakim, tym największym. Muszę coś wyjaśnić moim
znajomym, zanim... - urwałam, zerknęłam na przyjaciela, po czym
kontynuowałam. - ...wybierzemy się szukać Styxxa.
- Szukać? - zapytał po raz kolejny. Dostał w zasadzie jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi.
- Tak. Jak już mówiłam, jest moim znajomym. Nie jest taki, jak jego
ojciec. To, ze dziwnym trafem zniknął w tym samym czasie, co on, nie
znaczy, że był z nim. - mruknęłam trochę nieskładnie, po czym
spiorunowałam go wzrokiem bez żadnego konkretnego powodu i wyszłam.
Augoustus ruszył za mną, wzdychając. Po drodze wytłumaczyłam mu, do
jakich wniosków doszłam, kiedy wpatrując się w pozostałości Epidaurusa
staliśmy w jaskini Styxxa.
Kiedy doszliśmy do wielkiego dębu, było koło 7:40, miałam więc jeszcze
czas, by poukładać sobie wszystko w głowie. Godzina jednak szybko minęła
i dołączyli do nas Nokota z Shadow'em. Widząc mnie zwolnili, po czym
stanęli. Patrzyli się trochę dziwnie - biorąc pod uwagę, jak się na nich
wydarłam, nie dziwiło mnie to.
- No dobra, słuchajcie... - westchnęłam. - Pierwsze co, to myślę, że Styxx jeszcze żyje. Nie wiem jednak, ile mamy czasu.
Wilki wysłuchały mnie w skupieniu.
- Kolejną sprawą, którą należało by poruszyć, jest to... Że mam
sojusznika. - skinęłam głową w stronę ukrytego w cieniu drzewa basiora.
Wyszedł powoli, wpatrując się w oczy nowo przybyłych.
- To jest Augoustus Jade. - w moich ustach jego imię również zabrzmiało
dziwnie, jak "Aksosto Dżed", zamiast "Augustus Dżejd". - Nie wiem czemu w
tamtych watahach każdy miał podwójne imię... Nieważne, w każdym razie,
pracował razem ze mną w laboratoriach należących do mojej poprzedniej
watahy.
Wilki wymieniły zdawkowe uprzejmości.
- Dobra, to teraz tak... - nabrałam tchu. - Mam wrażenie, że Styxxa mógł
porwać Epidaurus. Tak, jestem właściwie stuprocentowo pewna, że on nie
umarł, tylko zwiał nam. Jest, oczywiście, bardzo osłabiony, więc nic nam
nie zagraża aż do chwili, aż wykuruje się zupełnie. Ale - jak już
mówiłam - myślę, że Styxx jest w jego łapach. Epidaurus eksperymentował
już na jego bracie, mógł chcieć mieć też i jego w roli obiektu. Nie
sądzę więc, by chciał go zabić. Raczej ogłuszyć, otumanić czy podtruć,
jeśli już. Jednak... Epidaurus nie ma już nikogo, kto chciałby mu pomóc -
chyba że znacie taką osobę, która skusiłaby się na te wszystkie niecne
rzeczy, jakie Epidaurus by jej zaoferował. W każdym razie - sam nie jest
w stanie dużo zdziałać, potrzebuje kadry, laboratorium, sprzętu...
Dlatego też wydał mi się ten pomysł niemożliwy. Cóż... To chyba tyle.
Macie jakieś pytania? Konkluzje? Shadow? Nokota? - zabrzmiało to jak
"Szejduał? Nołkoda?", ale wilki nie zwróciły na to uwagi.
- W razie czego, jestem z wami... - wtrącił cicho Augoustus.
Shadow? Dobrą akcję wymyśliłaś xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz