Wieczór. Drzemając przy stawie miałem nadzieję, iż nic mi już tego nie
przeszkodzi. Oddając się w objęcie wiatru, cieszyłem się łagodnymi
powiewami. Chłód czesał mnie od stóp do czubka nosa. Łagodne promienie
słońca opatuliły mnie swym ciepłem. Powoli zanikając, pięknie barwiąc
niebo wokół siebie w odcieniach koloru pomarańczowego. Zero chmur.
Łagodnie przetoczyłem się z jednego boku na drugi, rozciągając dwa
ogony. Wtulając się w jedno skrzydło, zasłoniłem pysk drugim. „To jest
życie” wyszeptałem nadsłuchując się w piękno natury. Dalsze chwile
spędziłem w ciszy, która niedługa miała się zakończyć.
Po chwili, ciche odgłosy przerywały melancholiczny spokój. Był on coraz
głośniejszy i głośniejszy. Aż w końcu zza górki nabiegało się stado
ludzi. Nie miałem czasu, aby w pełni ogarnąć sytuację w której aktualnie
byłem. Cichy świst przeleciał mi koło uszu. Szybko wstałem. W tej
chwili, moje ciało ogarną niewyobrażalny ból, który powalił mnie z nóg.
- *Grhh* - wydałem z siebie cichy, piskliwy bełgot
Metaliczna krew rozbryzła się po moim pysku. Okazało się, że dostałem strzałą w ramię
Szybko wybijając się tylnymi łapami, starałem się wbić w powietrze. Bez
skutku. Podleciałem parę metrów, po czym uderzyłem pyskiem w ziemię,
bardziej nadwyrężając ranę.
- ODEJDŹCE! – warknąłem wystawiając kły na wierzch
Zignorowali mnie, nadal naparzając z atakami. Zdezorientowany trzasnąłem
w ziemię kulę elektryczności. Ta, powaliła większość z nóg. Miałem
okazję na ucieczkę, a raczej, nie miałem. Co raz starając się wstać na
cztery łap, upadałem z piskiem. Po raz ostatni upadłem bokiem na ziemię,
modląc się o cud.
Gdy nagle, poczułem czyjeś zęby w moim karku. Zwierze szybko podniosło
mnie z ziemi, przerzucając mnie na swoje plecy. Kolejna strzała,
przeleciała po jej karku, zostawiając krwawy ślad. Ta, nie robiąc sobie z
tego nic, wybiła się silnymi łapami w kierunku wody. Wbijając łapy w
jej plecy, starałem się z nich nie spaść. Ta, z niebywałą precyzją
przeskoczyła ciąg rwącej się wody. Pozostawiając w niej kilka kropel
krwi. Lądując na przednie łapy, ponownie wybiła się tylnymi, lądując
parę metrów dalej. Wdała się w głąb lasu, zwinnie omijając wszelakie
drzewa, pnie, krzaki, głazy, po prostu jakby robiła to dzień w dzień.
Kolejny ogień strzał wylądował przed nami, torując nam drogę. Zwierze
niebywałą zwinnością przeskoczyła je, przy okazji łapiąc w pysk kolejną
nadlatującą. Bez wszelakich wzmagań przegryzła ja na połowę, biegnąc
dalej. W końcu, gdy stała przed nami pusta przestrzeń łąk. Wykazała się
swoją prędkości. Nigdy wcześniej nie czułem tak rwącego wiatru w moim
kierunku.
***
- Savo? – usłyszałem kobiecy głos.
Gdy lekko otworzyłem oczy, zdałem sobie sprawę, że nadal przebywam na plecach nieznajomego.
- Mh.. – westchnąłem
- Żyjesz… - odetchnęła z ulgą
Po dłuższej chwili spędzonej w ciszy, zdałem sobie sprawę, iż przez cały ten czas, była to moja towarzyszka.
- Gdzie jesteśmy – zapytałem obojętnym głosem ponownie mrużąc oczy
Nie doczekałem się odpowiedzi. Lekko unosząc głowę, przeniosłem wzrok na
tyły. Cała droga roiła się od krwi. Ponownie opuszczając wzrok Ra
ramię, dowiedziałem się, iż całe moje futro, kleiło się od czerwonej
mazi. Raptownie opuściłem głowę na plecy gepardzicy.
- Nie wiem… ale zaraz się dowiemy – skierowała wzrok na nieznajomą wilczycę
Lekkim wzrokiem spojrzałem na nią, ponownie starając się zapaść w sen. Byłem tym wszystkim wykończony.
- Spytasz się jej czy możemy tu przenocować, może nawet pomoże nam z tą strzałą, a jeśli…
- Nie – przerwałem gepardzicy w przemowie, stanowczym niskim tonem
- W takim razie, masz może lepszy plan?! – syknęła w buncie
Wpatrując się w ziemie, nic nie odpowiadałem.
- Też tak myślałam… - westchnęła
Podbiegła jeszcze parę kroków, po czym ponownie zapytała.
- To w końcu to zrobisz?
- … - siedziałem w ciszy
-… Dobra – parsknęła zrzucając mnie z pleców
- *Ghr…* - to warknąłem, to zapiszczałem w bólu
- Ty tu zostaniesz, sama to załatwię… - warknęła
Skuliłem starając się ułagodzić nieustanną mękę. Towarzyszka, spokojnym
krokiem powędrowała w kierunku wadery. Jeżdżąc dość ciężkim ogonem po
ziemi. Ja, w tym czasie wtuliłem się w bezużyteczne skrzydła, jęcząc.
( Wadero? Zaoferujesz nam swoją pomoc? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz