Wstałem dziś okropnie zmęczony. Moje mięśnie były zdecydowanie zmęczone
długimi marszami i teraz gdy w końcu miały okazje nieco dużej odpocząć
zaczęły dawać o sobie znać. Obolały dowlokłem się nad wodospad gdzie
zaczerpnąłem nieco świeżej wody.Leżałem tam chwilę chłodząc się w
spadających kropelkach wody. Po jakimś czasie byłem w stanie ponownie
wstać. Chodź przyznam, że zrobiłem to z nie małym ociąganiem. Wiadomo
jednak każdy swoje potrzeby ma a żołądek sam się nie napełni. Po drodze
mała mysz niemal sama wepchnęła mi się pod łapy a że nie jestem wybredny
natychmiast ją pochwyciłem. Pochłonąłem małego gryzonia jednym dużym
kęsem. Mimo to stwierdziłem, że nie mam teraz ochoty na więcej no chyba,
że jakieś nierozsądne stworzenie ponownie wlezie mi prosto pod pysk.
Gdy tu przybyłem dotarły do mnie pogłoski o dolinie koni będącej w
okolicy. Przyznam, że byłem nią zainteresowany. Zaciekawił mnie fakt tak
bliskiego sąsiedztwa koni i wilków. Z drugiej jednak strony tak długo
żyłem w odosobnieniu, że określenie blisko mogłem rozumieć inaczej.
Zawędrowałem do miejsca w którym jak mi się wydaje powinna się
znajdować. Wciąż mam lekki problemy z poruszaniem się po terenie jednak
byłem dość pewny, że trafiłem we właściwe miejsce. Usiadłem na jakimś
pagórku wyczekując jakichkolwiek oznak życia. Zastanawiałem się jak duża
może być ta dolina. Czas ciągnął mi się niemiłosiernie. Siedziałem tak
wpatrując się w rozciągające się przede mną połacie zieleni co jakiś
czas spoglądając na słońce. Wydawało mi się, że nie robiłem tego zbyt
często jednak położenie słońca mówiło zdecydowanie co innego.
Zastanawiałem się czy dolina nie jest może wymarła a jej nazwa pozostała
tu jedynie na pamiątkę dawnego stada. Ucieszyłem się jednak gdy okazało
się, że się myliłem. Zobaczyłem w oddali dwie końskie sylwetki.
Galopowały dokądś jednak w pewnym momencie gwałtownie się zatrzymały.
Najpierw jeden, potem drugi jakby był zaskoczony niezaplanowanym
postojem towarzysza. Widziałem jak się poruszają, z pewnością o czymś
rozmawiały. Z tej odległości nie byłem jednak w stanie stwierdzić co
jest tematem ich rozmowy. Po kilku sekundach poczułem ostry ból głowy.
Zaskoczony zerwałem się na równe nogi. Gdzieś wewnątrz siebie usłyszałem
przyciszony głos mówiący:
- Wybacz
Po tych słowach ból ustąpił. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i
poczułem zawroty. Zemdlałem. Gdy otworzyłem oczy nie widziałem już
nieba. Nie byłem na pagórku w okolicy doliny. Byłem w jakiejś jaskini.
Mimo iż wciąż nie byłem w stanie do końca zebrać myśli dość szybko
doszedłem do wniosku, że nie należy ona do mnie. Gdzie więc byłem? Moje
myśli przerwał cichy szmer i znajomy zapach. Ktoś z watahy.
Dokończy ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz