Pomimo iż wcześniej z powodu nagłego omdlenia przespałem ponad połowę
dnia dość szybko poczułem się senny. Pochodziłem chwilę w kółko po czym
zwinąłem się w kłębek. Przymknąłem oczy i zacząłem nasłuchiwać. Szum
liści i wieczorny śpiew ptaków tworzyły wspaniałą melodię. Nagle jednak
moją uwagę przykuł nieco inny dźwięk. Otworzyłem oczy i spojrzałem w
stronę wejścia do jaskini alfy. Z jej wnętrza dobiegało ciche nucenie
znanej mi melodii. Niestety nie słysząc słów nie mogłem sobie
przypomnieć gdzie i kiedy ją słyszałem ani też od kogo. Po chwili
zaczęło padać, melodia ucichła i w jaskini nastała ciemność. Póki co
deszcz był tylko mżawką więc ponownie ułożyłem się do snu i już po kilku
minutach wylądowałem w krainie sennych marzeń. Obudziłem się w chwili
gdy zacząłem czuć na sobie nieprzyjemny ciężar wilgoci. W momencie gdy
się obudziłem deszcz zdążył rozpadać się na dobre i nic nie wskazywało
na to aby do rana miało przestać. Jednak nie to mi przeszkadzało. Na
nieszczęście tuż obok mnie utworzyła się spora kałuża i mój ogon w niej
wylądował. Podniosłem się z ociąganiem i otrzepałem z wody chodź będąc
wystawionym na działanie deszczu nie miało to zbyt wielkiego sensu.
Zdawało się jakby las wymarł. Za wyjątkiem hałasu wywoływanego przez
spadające na liście krople deszczu i pojedynczej pohukującej sowy do o
koła nie było słychać nawet żywej duszy. Za dnia miejsce to było pełne
życia a teraz zdawało się być opuszczone przez wszystkie żyjące istoty.
Kto by pomyślał, że noc może tak zmienić postrzegane przez nas miejsce.
Spojrzałem na jaskinię Deanerys. Było ciemno, najwidoczniej cały czas
spała. Postanowiłem wrócić do siebie. Nadłożyłem jednak trochę drogi i
nim dotarłem do domu minąłem także jaskinie Catiny i Kaitlyn. W nich
również było ciemno, wszyscy poza mną już dawno spali. W mojej jaskini
również było ciemno. Nie chciało mi się szukać świecy ani nic innego co
mogło by ją rozświetlić, byłem tu już na tyle długo by nawet o ciemku
móc dotrzeć do swojej komnaty sypialnej. Idąc w ciemnościach coś
potrąciłem. Nie widziałem co to jednak słyszałem, że coś się rozbiło.
Szkło lub porcelana. Miałem w jaskini sporo różnych drobiazgów więc
uznałem, że nie ma co się teraz nad tym zastanawiać. Położyłem się na
swoim posłaniu i ponownie zasnąłem. Rano obudził mnie smród i odgłos
kogoś chodzącego po jaskini. Wyszedłem ze swojej komnaty i zauważyłem
Deanerys oraz rozbity flakonik. Skrzywiłem się. Na ziemi rozlana była
przezroczysta ciecz. No tak, jeden z moich eksperymentów.
- Bastard - powiedziała wadera - Co to jest?
- Najpierw stąd wyjdźmy. - odparłem
Oboje wyszliśmy z jaskini a ja z ulgą odetchnąłem świeżym powietrzem.
- Więc? - zapytała
Spojrzałem jeszcze raz w stronę jaskini.
- Kiedyś lubiłem nieco eksperymentować z różnymi mieszankami
kwiatów. Wracając tu w nocy, po ciemku musiałem zbić flakonik z wywarem.
Nie bardzo wiem skąd ta właściwość ale tak się składa, że pod wpływem
działania światła słonecznego ta ciecz zaczyna wydzielać strasznie
nieprzyjemny zapach. - westchnąłem ciężko - wrócę tu wieczorem gdy
słońce zajdzie aby to posprzątać chodź zapach będzie się utrzymywał
jeszcze przez kilka dni.
Daenerys?
Dołącz do na już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś! Dołącz do nas już dziś!
poniedziałek, 22 grudnia 2014
sobota, 13 grudnia 2014
Od Daenerys do Bastarda C.D
Spojrzałam na wilka.
- Nic? Przecież mogłeś zginąć! - powiedziałam ze złością i lekką troską o wilka.
- Nie przesadzasz czasem? - chrypną, wytrząsając resztki wody z sierści.
Patrzyłam się na samca, który nic sobie nie robił z tego, że mógł utonąć. Usiadłam.
- Ja przesadzam? Ja tylko, wiesz... - urwałam, bo było mi trochę głupio mówić o tym. - Troszczę się o ciebie...
Wilk się na mnie popatrzył i uśmiechną.
- Dziękuje - powiedział cicho i odszedł.
Pobiegłam za nim. Szliśmy w ciszy, tylko trawa i uschłe liście szeleściły pod naszymi łapami. Zbliżaliśmy się do jaskiń. Zobaczyłam w oddali dwie sylwetki wilków - jedną była to z pewnością Catina, a drugą była na pewno Kaitlyn.
- Ale nadal nie rozumiem. - zaczął.- Czemu tak spanikowałaś kiedy skoczyłem do tego jeziora?
- Wiesz, to jezioro nie ma dna, a przynajmniej wszyscy tak twierdzą. Zapomnienie wilki mówią, że kiedyś jeden wilk, który chciał zdobyć sławię i uznanie przez wszystkie wilki i watahy. - mówiłam. - A wiedział, że odkrywając co jest na dnie tego jeziora zdobędzie to czego chciał. Więc zrobił jak mawiał, ale już nigdy na powierzchnie nie wypłyną. - ciągnęłam. - Szukano go, ale ich starania były na próżno, zatoną.
- Chociaż inni twierdzą, że jezioro na swoje źródło u stóp piekła. - dodałam.
- To znaczy, że tam jest woda? - zapytał.
- Nie, to lawa która ze względu na obniżoną temperaturę zmienia się w wodę. Chociaż nikt tego nie wie, bo wilki które chciały "powitać" piekło nigdy nie wróciły. - wytłumaczyłam.
Doszliśmy do mojej jaskini. Robiło się ciemno. Zachód słońca oślepiał moje błękitne oczy, weszłam do mojej jaskini, a Bastard został na zewnątrz.
- Nie wchodzisz? - zapytałam.
- Nie, zostanę tu. - powiedział cicho, wyraźnie zmęczony.
Na niebie kłębiły się chmury, nie zapowiadało to ładnej pogody nocą. Wiadome było to, że zapowiada się na deszcz. Zaczęło kropić.
- Bastard? Na pewno chcesz spać na dworze? Zaczęło padać. - zapytałam wstawiając głowę z jaskini.
- Jest okej. Przyzwyczaiłem się. - powiedział obojętnie, widocznie chciał spać i nie chciał, aby się tak nim martwić.
Bastard?
- Nic? Przecież mogłeś zginąć! - powiedziałam ze złością i lekką troską o wilka.
- Nie przesadzasz czasem? - chrypną, wytrząsając resztki wody z sierści.
Patrzyłam się na samca, który nic sobie nie robił z tego, że mógł utonąć. Usiadłam.
- Ja przesadzam? Ja tylko, wiesz... - urwałam, bo było mi trochę głupio mówić o tym. - Troszczę się o ciebie...
Wilk się na mnie popatrzył i uśmiechną.
- Dziękuje - powiedział cicho i odszedł.
Pobiegłam za nim. Szliśmy w ciszy, tylko trawa i uschłe liście szeleściły pod naszymi łapami. Zbliżaliśmy się do jaskiń. Zobaczyłam w oddali dwie sylwetki wilków - jedną była to z pewnością Catina, a drugą była na pewno Kaitlyn.
- Ale nadal nie rozumiem. - zaczął.- Czemu tak spanikowałaś kiedy skoczyłem do tego jeziora?
- Wiesz, to jezioro nie ma dna, a przynajmniej wszyscy tak twierdzą. Zapomnienie wilki mówią, że kiedyś jeden wilk, który chciał zdobyć sławię i uznanie przez wszystkie wilki i watahy. - mówiłam. - A wiedział, że odkrywając co jest na dnie tego jeziora zdobędzie to czego chciał. Więc zrobił jak mawiał, ale już nigdy na powierzchnie nie wypłyną. - ciągnęłam. - Szukano go, ale ich starania były na próżno, zatoną.
- Chociaż inni twierdzą, że jezioro na swoje źródło u stóp piekła. - dodałam.
- To znaczy, że tam jest woda? - zapytał.
- Nie, to lawa która ze względu na obniżoną temperaturę zmienia się w wodę. Chociaż nikt tego nie wie, bo wilki które chciały "powitać" piekło nigdy nie wróciły. - wytłumaczyłam.
Doszliśmy do mojej jaskini. Robiło się ciemno. Zachód słońca oślepiał moje błękitne oczy, weszłam do mojej jaskini, a Bastard został na zewnątrz.
- Nie wchodzisz? - zapytałam.
- Nie, zostanę tu. - powiedział cicho, wyraźnie zmęczony.
Na niebie kłębiły się chmury, nie zapowiadało to ładnej pogody nocą. Wiadome było to, że zapowiada się na deszcz. Zaczęło kropić.
- Bastard? Na pewno chcesz spać na dworze? Zaczęło padać. - zapytałam wstawiając głowę z jaskini.
- Jest okej. Przyzwyczaiłem się. - powiedział obojętnie, widocznie chciał spać i nie chciał, aby się tak nim martwić.
Bastard?
czwartek, 11 grudnia 2014
Od Bastarda do Daenerys C.D
Wadera spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Znam swoją matkę jednie z opowieści. - westchnąłem cicho wbijając wzrok w jakąś ścianę - Zostawiła mnie bo byłem dla niej niewygodny. - ostatnie słowo przyszło mi wyjątkowo ciężko.
Zapadła cisza a atmosfera zrobiła się nieco napięta. Po chwili Daenerys zniknęła gdzieś na tyłach jaskini. Otworzyłem lekko pysk, strasznie zaschło mi w gardle. Zebrałem wszystkie swoje siły i podniosłem się. Pomyślałem, że dosyć zwierzeń na dziś a do tego teraz jest najlepszy moment aby się stąd wymknąć. Najciszej jak tylko byłem w stanie wyszedłem z jaskini i skierowałem się ścieżką prosto do wodospadu. Wychodząc zauważyłem, że słońce niemal zaszło. Ostatnie promienie słońca prześwitywały pomiędzy drzewami rozciągając ich cienie. Nim zdążyłem skryć się wśród drzew ponownie usłyszałem głos Daenerys.
- Dokąd idziesz? - zapytała
Zatrzymałem się lecz nawet nie przyszło mi do głowy by się obejrzeć. Machnąłem ogonem i robiąc krok przed siebie odparłem:
- Ochłodzić się.
Byłem pewien, że właśnie tego mi teraz trzeba. Po prawdzie wciąż do końca nie przywykłem do tego klimatu i nawet obecna temperatura wydawała mi się nieco za wysoka. Kroczyłem powoli i nieco niepewnie. Jedyne o czym byłem w stanie teraz myśleć to byle jak najszybciej zanurzyć się w chłodnej wodzie. Mimo iż wydawało mi się, że moje zmysły są nieco przytępione udało mi się usłyszeć kroczącą za mną waderę. Zastanawiałem się czy ona kiedykolwiek daje za wygraną. Mimo wszystko nie odezwałem się ani słowem. Czułem, że w tej chwili to i tak nic nie da. Gdy zaszliśmy dan wodospad stanąłem tuż przy brzegu. Wziąłem kilka łyków po czy przymknąłem oczy i wolno zsunąłem się do wody. Poczułem swego rodzaju przypływ energii. Poczułem się zupełnie jakbym odzyskał właśnie pełnię świadomości. Otworzyłem lekko oczy. Nad taflą wody zauważyłem niewyraźną postać a do moich uszu jakby gdzieś z oddali docierał cichy głos. Ktoś wołał moje imię. ~Muszę wyjść~ pomyślałem. Otworzyłem pysk chcąc coś powiedzieć i w tej chwili do mojego gardła wdarła się woda. Czym prędzej wypłynąłem na powierzchnie wypełzając z wody i pozbywając się jej resztek z moich płuc.
- Oszalałeś? - zapytała samica
- Przecież nic mi nie jest - odparłem obojętnie
Daenerys?
- Znam swoją matkę jednie z opowieści. - westchnąłem cicho wbijając wzrok w jakąś ścianę - Zostawiła mnie bo byłem dla niej niewygodny. - ostatnie słowo przyszło mi wyjątkowo ciężko.
Zapadła cisza a atmosfera zrobiła się nieco napięta. Po chwili Daenerys zniknęła gdzieś na tyłach jaskini. Otworzyłem lekko pysk, strasznie zaschło mi w gardle. Zebrałem wszystkie swoje siły i podniosłem się. Pomyślałem, że dosyć zwierzeń na dziś a do tego teraz jest najlepszy moment aby się stąd wymknąć. Najciszej jak tylko byłem w stanie wyszedłem z jaskini i skierowałem się ścieżką prosto do wodospadu. Wychodząc zauważyłem, że słońce niemal zaszło. Ostatnie promienie słońca prześwitywały pomiędzy drzewami rozciągając ich cienie. Nim zdążyłem skryć się wśród drzew ponownie usłyszałem głos Daenerys.
- Dokąd idziesz? - zapytała
Zatrzymałem się lecz nawet nie przyszło mi do głowy by się obejrzeć. Machnąłem ogonem i robiąc krok przed siebie odparłem:
- Ochłodzić się.
Byłem pewien, że właśnie tego mi teraz trzeba. Po prawdzie wciąż do końca nie przywykłem do tego klimatu i nawet obecna temperatura wydawała mi się nieco za wysoka. Kroczyłem powoli i nieco niepewnie. Jedyne o czym byłem w stanie teraz myśleć to byle jak najszybciej zanurzyć się w chłodnej wodzie. Mimo iż wydawało mi się, że moje zmysły są nieco przytępione udało mi się usłyszeć kroczącą za mną waderę. Zastanawiałem się czy ona kiedykolwiek daje za wygraną. Mimo wszystko nie odezwałem się ani słowem. Czułem, że w tej chwili to i tak nic nie da. Gdy zaszliśmy dan wodospad stanąłem tuż przy brzegu. Wziąłem kilka łyków po czy przymknąłem oczy i wolno zsunąłem się do wody. Poczułem swego rodzaju przypływ energii. Poczułem się zupełnie jakbym odzyskał właśnie pełnię świadomości. Otworzyłem lekko oczy. Nad taflą wody zauważyłem niewyraźną postać a do moich uszu jakby gdzieś z oddali docierał cichy głos. Ktoś wołał moje imię. ~Muszę wyjść~ pomyślałem. Otworzyłem pysk chcąc coś powiedzieć i w tej chwili do mojego gardła wdarła się woda. Czym prędzej wypłynąłem na powierzchnie wypełzając z wody i pozbywając się jej resztek z moich płuc.
- Oszalałeś? - zapytała samica
- Przecież nic mi nie jest - odparłem obojętnie
Daenerys?
środa, 10 grudnia 2014
Od Daenerys do Bastarda C.D
Sprzątałam nieco moją norę machając moim ogonem raz to w lewo, raz to w prawo, gdy nagle usłyszałam szmer łap i machnęłam wzrokiem na basiora.
- O, wstałeś wreszcie? - uśmiechnęłam się i podeszłam do wilka leżącego na moim posłaniu.
- Daenerys? - wymamrotał wilk, chyba jeszcze w pełni nie obudzony. - Gdzie jestem?
- W mojej jaskini. - odparłam nad zwyczajnie spokojna. - Jeśli możesz, mów mi Dante. Nie przywykłam do zwracanie się do mnie pełnym imieniem.
- Okej - uśmiechną się wilk. - Jak się tu znalazłem? Jedne co pamiętam to... - i tu się urwał. Pomyślał chwile i westchną:
- Te dwa konie... - powiedział do siebie.
- Słucham? Jakie konie? - zdziwiłam się.
-Dwa piękne konie galopujące przez dolinę i ten głos, zdawało mi się, że one do mnie mówią...
- Bzdura - burknęłam. - Żaden z koni nie odezwał się do wilków od kilku tysięcy lat, jedyne że... - urwałam się, to było nie możliwe, czy to los czy przeznaczenie sprowadził tego wilka tu.
- Dante? - zawołał Bastard.
- Nie możliwe - patrzyłam w basiora jak wryta.
- Co się stało? - zdziwił się.
- Bo widzisz, kiedyś pewien koń odezwał się do najpotężniejszej wilczycy na ziemi, do Van. - zaczęłam.
- Kto to jest ta Van? - zapytał.
- Nie wiesz? Od niej zaczęła się historia tego co teraz nas i innych otacza. Kiedyś to było pustkowie na którym rozgrywały się wojny, a ona dzięki swojej mocy, i oczywiście mnie, zamieniła to pustkowie w takie pięknie miejsce, rozumiesz? - wyrecytowałam. - Van to nasza patronka i moja... prawdziwa matka, ale Van udawała, że mnie nie... - urwałam. - nie zna. Przynajmniej tak słyszałam... Nie pamiętam nic z tamtych lat. Ty nie wiesz jaki to ból gdy cie nikt nienawidzi, gdy jesteś tylko kulą u nogi swojej matki... - powiedziałam z łzą w oku.
Nastał chwila ciszy, gdy nagle wilk szepną:
- Wiem, właśnie dobrze to wiem...
Bastard, dokończysz? ;3
- O, wstałeś wreszcie? - uśmiechnęłam się i podeszłam do wilka leżącego na moim posłaniu.
- Daenerys? - wymamrotał wilk, chyba jeszcze w pełni nie obudzony. - Gdzie jestem?
- W mojej jaskini. - odparłam nad zwyczajnie spokojna. - Jeśli możesz, mów mi Dante. Nie przywykłam do zwracanie się do mnie pełnym imieniem.
- Okej - uśmiechną się wilk. - Jak się tu znalazłem? Jedne co pamiętam to... - i tu się urwał. Pomyślał chwile i westchną:
- Te dwa konie... - powiedział do siebie.
- Słucham? Jakie konie? - zdziwiłam się.
-Dwa piękne konie galopujące przez dolinę i ten głos, zdawało mi się, że one do mnie mówią...
- Bzdura - burknęłam. - Żaden z koni nie odezwał się do wilków od kilku tysięcy lat, jedyne że... - urwałam się, to było nie możliwe, czy to los czy przeznaczenie sprowadził tego wilka tu.
- Dante? - zawołał Bastard.
- Nie możliwe - patrzyłam w basiora jak wryta.
- Co się stało? - zdziwił się.
- Bo widzisz, kiedyś pewien koń odezwał się do najpotężniejszej wilczycy na ziemi, do Van. - zaczęłam.
- Kto to jest ta Van? - zapytał.
- Nie wiesz? Od niej zaczęła się historia tego co teraz nas i innych otacza. Kiedyś to było pustkowie na którym rozgrywały się wojny, a ona dzięki swojej mocy, i oczywiście mnie, zamieniła to pustkowie w takie pięknie miejsce, rozumiesz? - wyrecytowałam. - Van to nasza patronka i moja... prawdziwa matka, ale Van udawała, że mnie nie... - urwałam. - nie zna. Przynajmniej tak słyszałam... Nie pamiętam nic z tamtych lat. Ty nie wiesz jaki to ból gdy cie nikt nienawidzi, gdy jesteś tylko kulą u nogi swojej matki... - powiedziałam z łzą w oku.
Nastał chwila ciszy, gdy nagle wilk szepną:
- Wiem, właśnie dobrze to wiem...
Bastard, dokończysz? ;3
piątek, 5 grudnia 2014
Od Bastarda - Dolina koni
Wstałem dziś okropnie zmęczony. Moje mięśnie były zdecydowanie zmęczone
długimi marszami i teraz gdy w końcu miały okazje nieco dużej odpocząć
zaczęły dawać o sobie znać. Obolały dowlokłem się nad wodospad gdzie
zaczerpnąłem nieco świeżej wody.Leżałem tam chwilę chłodząc się w
spadających kropelkach wody. Po jakimś czasie byłem w stanie ponownie
wstać. Chodź przyznam, że zrobiłem to z nie małym ociąganiem. Wiadomo
jednak każdy swoje potrzeby ma a żołądek sam się nie napełni. Po drodze
mała mysz niemal sama wepchnęła mi się pod łapy a że nie jestem wybredny
natychmiast ją pochwyciłem. Pochłonąłem małego gryzonia jednym dużym
kęsem. Mimo to stwierdziłem, że nie mam teraz ochoty na więcej no chyba,
że jakieś nierozsądne stworzenie ponownie wlezie mi prosto pod pysk.
Gdy tu przybyłem dotarły do mnie pogłoski o dolinie koni będącej w
okolicy. Przyznam, że byłem nią zainteresowany. Zaciekawił mnie fakt tak
bliskiego sąsiedztwa koni i wilków. Z drugiej jednak strony tak długo
żyłem w odosobnieniu, że określenie blisko mogłem rozumieć inaczej.
Zawędrowałem do miejsca w którym jak mi się wydaje powinna się
znajdować. Wciąż mam lekki problemy z poruszaniem się po terenie jednak
byłem dość pewny, że trafiłem we właściwe miejsce. Usiadłem na jakimś
pagórku wyczekując jakichkolwiek oznak życia. Zastanawiałem się jak duża
może być ta dolina. Czas ciągnął mi się niemiłosiernie. Siedziałem tak
wpatrując się w rozciągające się przede mną połacie zieleni co jakiś
czas spoglądając na słońce. Wydawało mi się, że nie robiłem tego zbyt
często jednak położenie słońca mówiło zdecydowanie co innego.
Zastanawiałem się czy dolina nie jest może wymarła a jej nazwa pozostała
tu jedynie na pamiątkę dawnego stada. Ucieszyłem się jednak gdy okazało
się, że się myliłem. Zobaczyłem w oddali dwie końskie sylwetki.
Galopowały dokądś jednak w pewnym momencie gwałtownie się zatrzymały.
Najpierw jeden, potem drugi jakby był zaskoczony niezaplanowanym
postojem towarzysza. Widziałem jak się poruszają, z pewnością o czymś
rozmawiały. Z tej odległości nie byłem jednak w stanie stwierdzić co
jest tematem ich rozmowy. Po kilku sekundach poczułem ostry ból głowy.
Zaskoczony zerwałem się na równe nogi. Gdzieś wewnątrz siebie usłyszałem
przyciszony głos mówiący:
- Wybacz
Po tych słowach ból ustąpił. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i poczułem zawroty. Zemdlałem. Gdy otworzyłem oczy nie widziałem już nieba. Nie byłem na pagórku w okolicy doliny. Byłem w jakiejś jaskini. Mimo iż wciąż nie byłem w stanie do końca zebrać myśli dość szybko doszedłem do wniosku, że nie należy ona do mnie. Gdzie więc byłem? Moje myśli przerwał cichy szmer i znajomy zapach. Ktoś z watahy.
Dokończy ktoś?
- Wybacz
Po tych słowach ból ustąpił. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i poczułem zawroty. Zemdlałem. Gdy otworzyłem oczy nie widziałem już nieba. Nie byłem na pagórku w okolicy doliny. Byłem w jakiejś jaskini. Mimo iż wciąż nie byłem w stanie do końca zebrać myśli dość szybko doszedłem do wniosku, że nie należy ona do mnie. Gdzie więc byłem? Moje myśli przerwał cichy szmer i znajomy zapach. Ktoś z watahy.
Dokończy ktoś?
Od Bastarda - Jak dołączyłem?
Kiedyś zastanawiałem się kim tak właściwie jest moja rodzina. Będąc
jeszcze szczeniakiem zapytałem oto Hati, moją opiekunkę. Była to miła
wadera w wieku około 4 lat. W tamtym czasie była dla mnie kimś w rodzaju
cioci lub dużo starszej siostry. Nie dowiedziałem się jednak od niej
zbyt wiele. Wciąż powtarzała jedynie "wszystko ci opowiem gdy będziesz
już duży". Jedyne co udało mi się wówczas wybłagać to imię. Sutra.
Wadera, która mnie zrodziła nosiła imię Sutra. Oczy zabłysły mi wówczas
czystym zainteresowaniem. Gdzieś w głębi czułem jednak gorycz. Mimo to
chciałem wiedzieć więcej. Niczego więcej się jednak nie dowiedziałem, no
przynajmniej do dnia ukończenia przeze mnie 2 lat. Gdy ponownie
zapytałem o matkę w odpowiedzi usłyszałem "wydoroślałeś już na tyle by
można ci o tym powiedzieć". Wówczas poczułem ucisk w piersi. W głosie
Hati dało się wyczuć smutek. Nie był to temat na który miała ochotę
rozmawiać, ja jednak nie zamierzałem z tego powodu ustąpić. Wadera
rozpaliła ognisko, przyniosła jakieś wonne zioła i robiła dużo innych
rzeczy. Miałem wrażenie, że próbuje jak najbardziej odwlec rozmowę.
Nadchodził wieczór a ja wciąż nie wiedziałem nic więcej niż to jak ma na
imię moja matka.
- Możemy porozmawiać? - zapytałem wchodząc do jaskini należącej do Hati.
- Usiądź - odparła beznamiętnie
W końcu się doczekałem. Te wszystkie dziecięce tajemnice miały się właśnie rozwikłać. Chodź siedziałem spokojnie wewnątrz cały drżałem z ekscytacji.
- Twoja matka... - zaczęła siadając przede mną, przerwała wzięła głęboki wdech i zaczęła ponownie - Nie powinieneś był się urodzić.
Patrzyłem jej w oczy i zupełnie nie rozumiałem co próbuje mi przez to powiedzieć.
- Nie powiem ci gdzie mieszka twoja matka, nie miałam z nią kontaktu odkąd przyszedłeś na świat. Była naprawdę wspaniałą waderą i odpowiedzialną matką. Jednak nie dla ciebie.
Odebrało mi głos. Myśli kotłowały mi się w głowie. Wszystko przedstawiało się zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażałem. Mimo to siedziałem spokojnie i słuchałem dalej.
- Jesteś owocem jej zdrady. Dlatego też nie mogła pokazać cię światu. Gdyby jej ówczesny partner się dowiedział zabił by nie tylko ciebie ale i ją. Chciała uratować was obu. Dlatego też nim jeszcze oznaki jej ciąży stały się widoczne przybyła do mnie. To tutaj cię urodziła i odeszła.
Ciężko powiedzieć co wtedy czułem. Chłonąłem wszystkie słowa wypowiadane przez Hati jak gąbka wodę. Jednocześnie jednak nie potrafiłem pojąć zupełnie nic.
- Twojego ojca natomiast nigdy nie znałam, przybył, począł cię i równie szybko jak się pojawił znikł. Nie wiem nawet jak miał na imię, twoja matka nigdy mi tego nie zdradziła. Prawdopodobnie wstydziła się tego.
- Wstydziła się mnie - odparłem sucho nie odrywając wzroku od ziemi.
Byłem jak zahipnotyzowany. Wszystko co właśnie usłyszałem zupełnie jakby mnie sparaliżowało. Wstałem i powolnym krokiem ruszyłem ku wyjściu.
- Dokąd idziesz? - zapytała
Stanąłem i chwile wahałem się co do odpowiedzi. W końcu jednak powiedziałem:
- Na spacer.
Wyszedłem i ruszyłem przed siebie. Sam siebie nie podejrzewałem, że mój przysłowiowy spacer może trwać tak długo. Cała ta historia opowiedziana mi przez waderę wywróciła moje życie do góry nogami. Przyznam szczerze, że przez chwilę pomyślałam, że powiedziała mi to wszystko aby się mnie pozbyć. Szybko jednak odrzuciłem od siebie te myśl, Hati była na to zbyt uczciwa. Gdyby faktycznie miała mnie dosyć powiedziała by mi o tym. W sumie to i tak już nie ważne, nie mam dokąd wracać. Czułem się w pewien sposób zdradzony, gdybym wiedział o tym wcześniej nie żył bym cały czas tymi głupimi dziecięcymi marzeniami. Patrząc w taflę wody dotarło do mnie, że jestem nikim więcej jak bękartem, kimś kto nie powinien przyjść na świat. Jedyne co zrobiłem to skaziłem życie mojej matki. Po tym wszystkim co usłyszałem od Hati nie byłem w stanie tam wrócić. Tak zaczęła się moja podróż. Dużo czasu spędziłem na mroźnych pustkowiach znajdujących się daleko na północy. Były to tereny pokryte grubą warstwą śniegu i lodu. Za wyjątkiem zwierzyny na którą polowałem nie było tam prawie żadnego wilka. W czasie mojego 2-letniego pobytu tam spotkałem jedynie 5 wilków. Pierwszy z nich pomógł odnaleźć mi schronienie wśród śnieżnych wichur. Z dwoma kolejnymi nie zamieniłem ani słowa, widziałem zaledwie zarysy ich sylwetek. Z ostatnim zamieniłem jedynie kilka słów, dowiedziałem się, że wilki jakie tu spotkałem prawdopodobnie są tej samej rasy co ja. Wtedy też dotarło do mnie, że mój ojciec także mógł być wilkiem zimy. Pośpiesznie opuściłem krainę czując pewnego rodzaju obawę w sercu. Nie wiem dlaczego ale myśl o spotkaniu własnej rodziny mnie przerażała. Gdy ponownie pojawiłem się na terenach gdzie pory roku mijały pozostawiając po sobie ślad poczułem się dziwnie. Na północy panowała wieczna zima, tutaj natomiast było zielono. Widząc dookoła siebie śnieg każdego dnia straciłem rachubę czasu, nie wiedziałem nawet, że tutaj nastało już lato. Tutaj wilki były znacznie częstszym widokiem. Odwykłem od długich rozmów więc i z nimi nie zamieniłem zbyt wielu słów. Po miesiącach tułaczki usłyszałem coś dziwnego, zupełnie zaskakującego. Większość wilków jakie napotykałem próbowała mnie poznać jednak z moim milczeniem szybko się zniechęcała. Ta wadera jednak była inna.
- Dołączysz do mnie? - zapytała stając na przeciwko mnie zupełnie znikąd.
Rozejrzałem się dookoła upewniając się, że słowa te skierowane są do mnie.
- Dołączysz do mojej watahy? - powtórzyła pytanie
- Ale... - zacząłem jednak wadera mi przerwała
- Dołącz. - powiedziała jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
- Okej - odparłem niepewnie.
- Jestem Daenerys - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Bastard - odparłem.
To było dla mnie dość dziwne, nie da się jednak ukryć, że właśnie w ten sposób dołączyłem do watahy. Pozostałem tu, w końcu i tak nie miałem już nic do stracenia. Nie było czego gonić ani przed czym uciekać więc zostałem. Zostałem jako jeden z Wolves Of The Dark Midnight.
- Możemy porozmawiać? - zapytałem wchodząc do jaskini należącej do Hati.
- Usiądź - odparła beznamiętnie
W końcu się doczekałem. Te wszystkie dziecięce tajemnice miały się właśnie rozwikłać. Chodź siedziałem spokojnie wewnątrz cały drżałem z ekscytacji.
- Twoja matka... - zaczęła siadając przede mną, przerwała wzięła głęboki wdech i zaczęła ponownie - Nie powinieneś był się urodzić.
Patrzyłem jej w oczy i zupełnie nie rozumiałem co próbuje mi przez to powiedzieć.
- Nie powiem ci gdzie mieszka twoja matka, nie miałam z nią kontaktu odkąd przyszedłeś na świat. Była naprawdę wspaniałą waderą i odpowiedzialną matką. Jednak nie dla ciebie.
Odebrało mi głos. Myśli kotłowały mi się w głowie. Wszystko przedstawiało się zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażałem. Mimo to siedziałem spokojnie i słuchałem dalej.
- Jesteś owocem jej zdrady. Dlatego też nie mogła pokazać cię światu. Gdyby jej ówczesny partner się dowiedział zabił by nie tylko ciebie ale i ją. Chciała uratować was obu. Dlatego też nim jeszcze oznaki jej ciąży stały się widoczne przybyła do mnie. To tutaj cię urodziła i odeszła.
Ciężko powiedzieć co wtedy czułem. Chłonąłem wszystkie słowa wypowiadane przez Hati jak gąbka wodę. Jednocześnie jednak nie potrafiłem pojąć zupełnie nic.
- Twojego ojca natomiast nigdy nie znałam, przybył, począł cię i równie szybko jak się pojawił znikł. Nie wiem nawet jak miał na imię, twoja matka nigdy mi tego nie zdradziła. Prawdopodobnie wstydziła się tego.
- Wstydziła się mnie - odparłem sucho nie odrywając wzroku od ziemi.
Byłem jak zahipnotyzowany. Wszystko co właśnie usłyszałem zupełnie jakby mnie sparaliżowało. Wstałem i powolnym krokiem ruszyłem ku wyjściu.
- Dokąd idziesz? - zapytała
Stanąłem i chwile wahałem się co do odpowiedzi. W końcu jednak powiedziałem:
- Na spacer.
Wyszedłem i ruszyłem przed siebie. Sam siebie nie podejrzewałem, że mój przysłowiowy spacer może trwać tak długo. Cała ta historia opowiedziana mi przez waderę wywróciła moje życie do góry nogami. Przyznam szczerze, że przez chwilę pomyślałam, że powiedziała mi to wszystko aby się mnie pozbyć. Szybko jednak odrzuciłem od siebie te myśl, Hati była na to zbyt uczciwa. Gdyby faktycznie miała mnie dosyć powiedziała by mi o tym. W sumie to i tak już nie ważne, nie mam dokąd wracać. Czułem się w pewien sposób zdradzony, gdybym wiedział o tym wcześniej nie żył bym cały czas tymi głupimi dziecięcymi marzeniami. Patrząc w taflę wody dotarło do mnie, że jestem nikim więcej jak bękartem, kimś kto nie powinien przyjść na świat. Jedyne co zrobiłem to skaziłem życie mojej matki. Po tym wszystkim co usłyszałem od Hati nie byłem w stanie tam wrócić. Tak zaczęła się moja podróż. Dużo czasu spędziłem na mroźnych pustkowiach znajdujących się daleko na północy. Były to tereny pokryte grubą warstwą śniegu i lodu. Za wyjątkiem zwierzyny na którą polowałem nie było tam prawie żadnego wilka. W czasie mojego 2-letniego pobytu tam spotkałem jedynie 5 wilków. Pierwszy z nich pomógł odnaleźć mi schronienie wśród śnieżnych wichur. Z dwoma kolejnymi nie zamieniłem ani słowa, widziałem zaledwie zarysy ich sylwetek. Z ostatnim zamieniłem jedynie kilka słów, dowiedziałem się, że wilki jakie tu spotkałem prawdopodobnie są tej samej rasy co ja. Wtedy też dotarło do mnie, że mój ojciec także mógł być wilkiem zimy. Pośpiesznie opuściłem krainę czując pewnego rodzaju obawę w sercu. Nie wiem dlaczego ale myśl o spotkaniu własnej rodziny mnie przerażała. Gdy ponownie pojawiłem się na terenach gdzie pory roku mijały pozostawiając po sobie ślad poczułem się dziwnie. Na północy panowała wieczna zima, tutaj natomiast było zielono. Widząc dookoła siebie śnieg każdego dnia straciłem rachubę czasu, nie wiedziałem nawet, że tutaj nastało już lato. Tutaj wilki były znacznie częstszym widokiem. Odwykłem od długich rozmów więc i z nimi nie zamieniłem zbyt wielu słów. Po miesiącach tułaczki usłyszałem coś dziwnego, zupełnie zaskakującego. Większość wilków jakie napotykałem próbowała mnie poznać jednak z moim milczeniem szybko się zniechęcała. Ta wadera jednak była inna.
- Dołączysz do mnie? - zapytała stając na przeciwko mnie zupełnie znikąd.
Rozejrzałem się dookoła upewniając się, że słowa te skierowane są do mnie.
- Dołączysz do mojej watahy? - powtórzyła pytanie
- Ale... - zacząłem jednak wadera mi przerwała
- Dołącz. - powiedziała jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
- Okej - odparłem niepewnie.
- Jestem Daenerys - powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Bastard - odparłem.
To było dla mnie dość dziwne, nie da się jednak ukryć, że właśnie w ten sposób dołączyłem do watahy. Pozostałem tu, w końcu i tak nie miałem już nic do stracenia. Nie było czego gonić ani przed czym uciekać więc zostałem. Zostałem jako jeden z Wolves Of The Dark Midnight.
czwartek, 4 grudnia 2014
Bastard
Pseudonim: Cold
Cechy charakteru i cechy fizyczne: Jest mało towarzyski, nie dlatego, że nie lubi spędzać z innymi czasu lecz dlatego, że po prostu nie radzi sobie w kontaktach z innymi. Nie czuje się zbyt komfortowo wśród licznej gromady. Woli trzymać się na uboczu a swoje myśli zachować dla siebie. Jest taktowny i potrafi się zachować niemal w każdej sytuacji, zawsze pomyśli dwa razy zanim coś powie. Na pierwszy rzut oka wygląda niepozornie jednak w stanie furii naprawdę potrafi mocno ugryźć. Na codzień to opanowany wilk o pokojowym nastawieniu. Ceni sobie prawdziwych przyjaciół i zawsze stanie w ich obronie. Bywa też nieco uparty jednak jest w stanie ustąpić pod wpływem dobrych argumentów.
Cechy wyglądu: Bastard to wilk o jasnym, kremowym ubarwieniu znajdującym się na głowie, brzuchu i końcach łap. Tółw posiada kolor orzechowy. Przednie łapy, ogon oraz pręga na grzbiecie są w kolorze brązu. Posiada złote oczy, które czasem zdają się przybierać pomarańczowy odcień.
Wiek: 5 lat
Płeć: Basior
Posada: Strażnik
Zdolności magiczne:
Odporność na zimno - Jest w stanie przeżyć nawet w najniższych temperaturach, nie jest mu zimno nawet gdy inne wilki z tego powodu umierają.
Zamieć - Jest w stanie tworzyć i zatrzymywać nawet największe zamiecie śnieżne.
Lodowy dotyk - Może zamrozić wszystko czego dotkie jeśli tylko ma na to ochote.
Lodowy twór - Jest w stanie tworzyć różne rzeczy z lodu, takze ruchome.
Żywioł wilka: mróz/śnieg/lód
Rasa wilka: Wilk zimy
Leże:
Zakochana/y w: ---
Partner: ---
Rodzina: Tej prawdziwej nigdy nie poznał, opiekowała się nim wadera będąca przyjaciółką jego matki.
Szczeniaki: ---
Głos:
Towarzysz lub smok: ---
Właściciel: anako (doggi)
Inne zdjęcia wilka:
Jako szczeniak
Gdy jest wściekły
Subskrybuj:
Posty (Atom)