Nieco zawiedziona, odmieniłam wszystkich z powrotem. Na pysku Augoustusa
natychmiast zauważyłam słabo skrywany wyraz ulgi. Zdecydowanie nie
podobała mu się ta zamiana, co to to nie. Zachichotałam pod nosem, ale
zaraz skupiłam się na zadaniu, które nas czekało. W końcu nie wolno było
mi zapominać, po co to wszystko robiliśmy - aby uratować Styxxa z łap
Epidaurusa. Żarty były raczej nie na miejscu.
- Tak mi się wydaje. - odpowiedziałam więc Shadow'owi, przytakując także
Nokocie. - Nie mamy na tyle czasu, byśmy mogli go tracić na rozważania.
Razem z Augim wyjęliśmy więc rośliny i rozłożyliśmy je na podłodze, podczas gdy Nokota wertowała księgę.
- Więc tak... Musimy to wszystko posiekać i zmieszać, a tamte korzonki -
wskazała łapą na jakieś poskręcane białe marchewki leżące po mojej
prawej. - musimy wrzucić do wody na chwilę. Potem je rozmiażdżymy i
sokiem polejemy tę mieszankę. Wszystko jasne?
Pokiwaliśmy głowami. Nie wydawało się to być zbyt trudne.
- Czyli... To nie będzie trujące, ani nic... Tak? - zapytałam. W temacie
kadzidełek byłam kompletnie zielona, nigdy się tym nie zajmowałam.
- Nie, nie. - rozwiała jednak moje wątpliwości Nokota. - Dopiero po
zapaleniu zacznie działać. I ma tylko uśpić Alexis, nie otruć ją.
- No, tak... Niby tak. - przytaknęłam i zaczęłam wpatrywać się to w
rośliny, to w wilki siedzące kołem wokół składników. Widać po mnie było,
że nie mogę pohamować tego podniecenia, które mnie ogarnęło. Na moim
pysku widniał szeroki uśmiech, oczy były szeroko rozwarte, ogon i uszy
co chwilę podrygiwały. Niemal zapomniałam, że ta alchemia, którą właśnie
uprawialiśmy nie była zabawą, lecz akcją ratunkową.
Nokota tymczasem z miną profesjonalisty rozrywała rośliny na kawałki.
Augi i Shad starali się robić to samo, ale mniej im to wychodziło,
zerkali więc co chwila na poczynania wadery. Dopiero po chwili
skapczyłam się, że podczas gdy oni pracują, ja siedzę w miejscu - ledwo,
ale siedzę - wpatrując się tylko we wszystko i prawie się śliniąc z
tego podniecenia. Otrzepałam się, burknęłam coś pod nosem na temat tych,
którzy oczywiście nigdy nie pogonią mnie do pracy, po czym złapałam
włochate korzonki w wrzuciłam je do miski, którą podała mi wcześniej
Nokota. Próbowałam zgnieść je łapą, ale były zbyt twarde. W końcu,
widząc moje zmarszczone brwi i nieudolne pacanie łapą korzonków, Augi
rzucił mi moździerz, posyłając mi jednocześnie znaczące spojrzenie.
Zignorowałam go ostentacyjnie, ale moździerz przyjęłam. Rzeczywiście,
tym razem poszło mi znacznie szybciej - już po chwili korzonki i dolana
doń woda stanowiły jedno, a mianowicie białą papkę. Pochyliłam się, aby
ją powąchać, ale Nokota, widząc moje zamierzenia, pacnęła mnie
natychmiast łapą w łeb. Spojrzała na mnie gniewnie, kiedy posłałam jej
pytające spojrzenie.
- To właśnie te korzonki sprawią, że Alexis zaśnie słodko na kilka
godzin. Same w sobie nie są niebezpieczne, ale jak się za dużo
nawdychasz, to będziesz oszołomiona na kilka godzin. A tego przecież nie
chcemy. - rzuciła mi gniewne spojrzenie.
- Nie chcemy. - przytaknęłam i posłusznie odsunęłam miseczkę łapą, na co
Nokota przewróciła oczami i zabrała ją, obserwując mnie ostrożnie.
Tymczasem Augi i Shadow uporali się z resztą roślin i teraz leżały pomiędzy nimi dwa zgrabne kopczyki pociętych liści i łodyżek.
- No dobra... To co teraz? - spytał lekko zdyszany Shadow. Ewidentnie porwanie tych roślin na kawałki także nie było łatwe.
- Teraz... Musimy to zmieszać. - Nokota podstawiła kolejną miskę, tym
razem większą i zaczęła przekładać do niej rośliny. Szybko się
dołączyliśmy.
- Jesteś pewna, że to zadziała? - wyrwało mi się jeszcze raz, kiedy Nota
zamierzała już przełożyć białą papkę do miski wypełnionej kawałkami
roślin. Wadera przerwała na chwile wykonywaną czynność i spojrzała na
mnie, milcząc chwilę.
Shadow? Brak weny, ale przynajmniej w końcu odpowiedziałam... Radujmy się...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz