Położyłem uszy po sobie. Brak mi słów aby określić to co poczułem. Nie
wiedziałem jak zareagować. Czy powinienem coś powiedzieć? A jeśli tak to
co?
- Sonata! - warknąłem kierując wzrok na patrzącą na nas z góry waderę.
Samica skrzywiła się na te słowa. Skinęła łapą i jej wygląd zaczął
się drastycznie zmieniać. Jej uszy znacznie się wydłużyły. Futro stało
się kruczoczarne a oczy szare. Sylwetką przypominała bliskiego śmierci
głodowej wilka.
- Tak dla jasności, nie nazywam się Sonata. - powiedziała z szyderczym uśmiechem - Mam na imię Sutra.
Serce na chwilę mi stanęło. Ona chyba nie... to tylko zbieżność
imion prawda? Ogień coraz bardziej dawał mi się we znaki. Wysoka
temperatura zdecydowanie nie współgra z moimi żywiołami.
- Widzę, że coś rozumiesz. - stwierdziła z satysfakcją - Zapewne
Hati przedstawiła ci mnie jako dobrą i kochającą matkę, która była
zmuszona cię porzucić abyś mógł żyć. Zapewne pomyślała, że nigdy się nie
spotkamy.
Zacisnąłem zęby. Wadera najwidoczniej to widziała ponieważ dodała:
- Ona jest taka przewidywalna. Wiesz... właściwie to nie do końca tak, że chcę się ciebie pozbyć, to świat chcę twojej śmierci.
- Przestań! - warknąłem
Nie miałem ochoty jej słuchać ani tym bardziej wierzyć w jej słowa.
Sam już nie wiem w co powinienem wierzyć. Wszystko zaczęło mi się
mieszać. Zaczęła mnie przepełniać złość. Miałem wrażenie, że zaraz
wybuchnę. W myślach już dopadałem do gardła wadery i przegryzałem je.
- Bastard. - usłyszałem cichy głos
To mnie otrzeźwiło. Spojrzałem na Dante.
- Dlaczego ją w to mieszasz? - zapytałem
- Oh, odpowiedź jest prosta. - powiedziała czarna wadera z taką
radością jakby czekała na to pytanie - Moc Hati nie pozwalała mi się do
ciebie zbliżyć dlatego też aby móc cię zabić musiałam najpierw zabić ją.
Niestety gdy już udało mi się tego dokonać ty gdzieś zniknąłeś. W końcu
jednak cię odnalazłam. Nie chcę jednak ryzykować, że kolejna głupiutka
wadera będzie cię chronić więc najlepsze co mogę zrobić to pozbyć się
was obu jednocześnie.
Zacisnąłem zęby ze złości. To wszystko było jakieś absurdalne.
Skwierczący pod nami ogień był już niemal nie do zniesienia. Po chwili
zdałem sobie jednak sprawę, że jest jeszcze drobny promyk nadziei.
Bijący od płomieni żar osłabia moje moce jednak gdyby udało mi się
wywołać chociaż niewielką zamieć mogącą ugasić ten ogień mieli byśmy
szansę. To wciąż niewiele ale jesteśmy już w tak beznadziejnej sytuacji,
że warto spróbować wszystkiego. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech z
całej siły skupiając się na towarzyszącemu mrozom północnym wietrze. Po
chwili poczułem na pysku delikatny podmuch chłodnego wiatru. Daenerys
dalej trzymała moją łapę. Chciałem jeszcze bardziej wzmocnić ten wiatr
aż do stanu prawdziwej śnieżnej zamieci.
Daenerys?